SPECJALNE

Czekaliśmy na to narzędzie tortur! – 40. rocznica debiutu Iron Maiden

Iron Maiden 1980

14 kwietnia 1980 roku świat muzyki metalowej zmienił się na zawsze – tego dnia na rynku pojawił się debiut Iron Maiden o takim samym tytule. To zespół-ikona, który zdobył gigantyczną wprost popularność, wyznaczał trendy, przekraczał kolejne granice i stał się inspiracją dla tysięcy muzyków, dla których „Żelazna Dziewica” stała się sama w sobie definicją metalu.

Gdy 19-letni Steve Harris zakładał zespół w 1975 roku, w najśmielszych marzeniach nie mógł przypuszczać, jak duży sukces uda mu się osiągnąć. Zwłaszcza że pierwsze lata kariery, poprzedzające nagranie płyty „Iron Maiden” były naznaczone brakiem stabilności składu oraz większą liczbą porażek niż sukcesów. Jak zatem doszło do wydania debiutanckiego krążka Iron Maiden?

Zespół Iron Maiden 1980 rok
Zespół Iron Maiden, rok 1980. Od lewej: Dave Murray, Cliff Burr, Paul Di’Anno, Dennis Stratton, Steve Harris

Iron Maiden – świąteczny prezent Steve’a Harrisa

Lider Iron Maiden miał w życiu dwie namiętności – piłkę nożną i muzykę. Przy czym ta pierwsza była przez długi czas ważniejsza, a sam Harris jako młody chłopak zdradzał potencjał ku temu, aby stać się zawodowym graczem. Został nawet wypatrzony przez scoutów swojej ulubionej drużyny, czyli West Ham United i w wieku kilkunastu lat dostał propozycję dołączenia do składu.

W tym samym czasie odkrył w sobie drugą wspomnianą pasję – rocka i ten bezwarunkowo nim zawładnął. Harris dość szybko porzucił zatem treningi i zapragnął grać – najpierw na perkusji, ale ze względu na mały pokój, w którym nie zmieściłby się zestaw, postawił na bas. Grać na instrumencie uczył się całkowicie samodzielnie.

W mniej niż rok po zakupie gitary przyłączył się do pierwszego zespołu – Gypsy’s Kiss, który dość szybko został rozwiązany. Następnie dołączył do składu Smiler, w którym po raz pierwszy próbował swoich sił nie tylko jako instrumentalista, ale również kompozytor. Z zespołu został jednak wyrzucony, bo w ocenie kolegów jego utwory były zbyt skomplikowane i nie pasowały do stylu, który chcieli uprawiać pozostali.

To skłoniło Harrisa do założenia własnego składu, w którym to on będzie decydował, co i jak będzie grane. Tak powstało Iron Maiden, a za datę założenia zespołu uznaje się 25 grudnia 1975 roku. Nazwę Harris zaczerpnął z filmowej adaptacji książki „Człowiek w żelaznej masce” z 1939 roku w reżyserii Jamesa Whale’a.

Żelazna dziewica miała być wymyślnym narzędziem tortur – rodzajem sarkofagu z ostrymi kolcami od wewnętrznej strony. Po włożeniu nieszczęśnika do środka, miał on cierpieć coraz większe katusze wraz z domykaniem się wieka. Makabryczna pomysłowość tego urządzenia powodowała, że kolce nie uszkadzały żadnych ważnych organów, a jedynie bardzo boleśnie raniły. Człowiek zamknięty w takiej dziewicy konał długie godziny, a każdy, nawet najdrobniejszy ruch powodował paraliżujący ból.

W późniejszym czasie okaże się, że wplatanie wątków z historii, literatury i innych dzieł kultury na stałe wpiszą się w twórczość Iron Maiden.

Sprawdź również:

Karuzela muzyków Iron Maiden

Początki Iron Maiden były trudne. Nie było mowy o utrzymaniu się z grania, więc Harris pracował najpierw jako kreślarz, bo studiował architekturę. Gdy jednak wyrzucono go z uczelni, imał się różnych zawodów, w tym również sprzątacza ulic. Artystycznie również wiodło się tak sobie, bo początkowy okres działalności Iron Maiden to nieustanna karuzela muzyków.

Dość powiedzieć, że do dnia wydania debiutanckiego krążka przez skład Iron Maiden przewinęło się blisko 20 osób. Nazwisk i dokonań większości z nich nie warto przytaczać, bo ich wpływ na Iron Maiden był praktycznie żaden – co najwyżej wzięli udział w kilku próbach i zagrali w pojedynczych koncertach.

Wśród nich warto odnotować jednak kilka postaci, które się wyróżniły. Chociażby drugi w historii zespołu wokalista – Dennis Wilcock. Był prawdziwym zwierzęciem scenicznym, zafascynowany twórczością zespołu Kiss malował sobie twarz, lubił też makabrę – wkładał sobie w usta kapsułki ze sztuczną krwią, by później udawać, że połyka miecz i spluwać czerwoną posoką na scenie.

Był też mącicielem i w 1977 roku przekonał Harrisa, żeby wyrzucił ze składu wszystkich muzyków poza nim, co lider zespołu uczynił. Pozbył się tak z zespołu… Dave’a Murraya.

Dave Murray dołącza do Iron Maiden na dobre

Murray do Iron Maiden dołączył tuż po Wilcocku w 1976 roku, ale długo miejsca nie zagrzał po wspomnianej awanturze z wokalistą. Odszedł na kilka miesięcy i z kolegą z lat dziecięcych – Adrianem Smithem – założył zespół Urchin, który jednak szybko porzucił, bo Harris poprosił go o powrót do Iron Maiden, po ostatecznym pozbyciu się wokalisty.

Później basista przyzna, że w owym czasie Murray był nie tylko najlepszym gitarzystą, jakiego znał, ale również niezwykle sympatycznym gościem. Przez lata w Iron Maiden obaj stali się nierozłącznymi przyjaciółmi.

W okresie ok. pół roku – od wiosny do jesieni 1978 roku – w zespole nie było ani wokalisty, ani drugiego wioślarza. Przez kilka miesięcy zespół funkcjonował jako trio, ale poszukiwania wciąż trwały. W listopadzie na przesłuchanie przyszedł dość zaskakujący przypadek.

Nazywał się Paul, pracował jako rzeźnik, z wyglądu i zachowania bardziej przypominał punka niż metalowca, ale zadziorny i agresywny styl jego śpiewu od razu spodobał się Harrisowi i dostał angaż.

Można uznać, że wtedy wykrystalizował się pierwszy w miarę stały i stabilny skład Iron Maiden. Wokalistą był Paul Di’Anno, na gitarze Dave Murray, za perkusją Doug Sampson (w zespole od listopada 1977) i oczywiście Steve Harris ze swoją czterostrunową strzelbą. Wciąż brakowało stałego drugiego gitarzysty (zmiany na tym stanowisku trwały w zasadzie do wydania debiutu).

„The Soundhouse Tapes” – pierwsza w historii EP-ka Iron Maiden

Pomimo tego, że zespół cierpiał na brak stabilności, dość dużo koncertował i na tym skupił się przede wszystkim w początkowym okresie swojej działalności. Stąd też na pierwsze oficjalne nagranie w historii Iron Maiden trzeba było poczekać aż do listopada 1979 roku. Wtedy to pojawiła się EP-ka „The Soundhouse Tapes” z trzema utworami – „Iron Maiden”, „Prowler”, oraz „Invasion”.

Nazwa wydawnictwa wzięła się do niezwykle popularnego w tamtych czasach klubu muzycznego „The Bandwagon Heavy Metal Soundhouse”, który obecnie uznaje się za miejsce narodzin New Wave of British Heavy Metal. Oprócz Iron Maiden na deskach klubu gościły takie składy jak Saxon, Samson, Prying Mantis czy Angel Witch.

Styl muzyczny na EP-ce znacznie różnił się od tego, co grało wiele popularnych heavy metalowych zespołów w owym czasie. Był bardziej zadziorny, mniej szlachetny, a quasipunkowego obrazu stylu dopełniał wokalista. Taki obraz kłócił się jednak z opinią samego Harrisa, który twierdził, że nie znosi wszystkiego w punk rocku…

Muzyka jednak spodobała się odbiorcom, a 5000 kopii „The Soundhouse Tapes” rozeszło się w ciągu zaledwie kilku tygodni. Dziś jest to prawdziwy rarytas na rynku kolekcjonerskim, którego cena może osiągać nawet kilka tysięcy złotych.

„The Soundhouse Tapes” ugruntowało dość sporą popularność Iron Maiden w londyńskim undergroundzie i otworzyło drogę do nagrania debiutanckiej płyty.

Iron Maiden podpisuje kontrakt na wydanie płyty!

Do młodych muzyków Iron Maiden zgłosiło się EMI, czyli największy wówczas wydawca muzyczny nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale również i na świecie. W zespole Steve’a Harrisa dostrzeżono wielki potencjał i od razu zaproponowano kontrakt na 5 albumów. Zespół otrzymał również zaliczkę w postaci 50 tysięcy funtów. Dla muzyków była to góra pieniędzy. Dla wielkiego wydawcy – grosze.

Wraz z podpisaniem kontraktu nie skończyły się jednak problemy personalne. Zespół w tamtym czasie po raz kolejny pozostał bez drugiego gitarzysty. Murray poprosił o dołączenie do składu Adriana Smitha, ale ze względu na zobowiązania w swojej macierzystej i wspomnianej już formacji Urchain, odmówił.

Czas naglił, więc Harris postanowił zaproponować posadę wioślarza Dennisowi Strattonowi. Był to doświadczony muzyk – zarówno na scenie, jak i w studiu, a lider Iron Maiden widział go wielokrotnie na żywo podczas występów w formacji Remus Down Bulevard. Był więc człowiekiem wybranym z rozsądku i pomimo tego, że nagrał z Iron Maiden debiutancką płytę, odszedł krótko po jej wydaniu.

Na stałego drugiego gitarzystę zespół poczeka do 1980 roku, kiedy to ostatecznie zdecyduje się do niego dołączyć wspomniany już Smith.

Ze względu na problemy zdrowotne ze składu odejść musiał też perkusista Doug Sampson. Na jego miejsce dokooptowany do składu Stratton zaproponował Cliffa Burra, który niedawno odszedł z innego dość popularnego w tamtym czasie zespołu, czyli Samson.

I tak wykrystalizował się skład, który ostatecznie nagrał debiutancką płytę Iron Maiden: Paul Di’Anno – wokal. Dave Murray – gitara, Dennis Stratton – gitara, Steve Harris – bas, Cliff Burr – perkusja.

„Iron Maiden” – Oto metal lat ’80!

Nagranie płyty „Iron Maiden” odbyło się w styczniu 1980 roku, w lutym nałożono ostatnie szlify i płyta była gotowa do wydania. Ukazała się na rynku 14 kwietnia 1980 roku i z miejsca stała się wielkim sukcesem. Zawędrowała na 4. miejsce najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii i utrzymała się w zestawieniu 15 tygodni.

Również krytycy byli zachwyceni. „Oto metal lat ’80!” – pisał w swojej recenzji Geoff Barton, redaktor magazynu „Sounds”, późniejszy założyciel „Kerrang!”. Podkreślał niesamowite tempo i agresję – zwłaszcza w porównaniu do „plastikowego brzmienia z lat ’60 i ’70”.

Zespołem zainteresował się również mainstream. Jeszcze przed wydaniem płyty, w lutym 1980 roku Iron Maiden wystąpiło w „Top of the pops” – programie, który kształtował gust muzyczny praktycznie wszystkich Brytyjczyków. Zespół odmówił grania z playbacku i był pierwszym od czasów The Who w 1972, który zagrał w pełni na żywo.

Droga do światowej kariery stoi przed Iron Maiden otworem

Wraz z wydaniem debiutanckiej płyty zespół wyruszył w pierwszą w swojej karierze trasę koncertową – wcześniej grał pojedynczo bookowane występy. Najpierw w marcu 1980 roku Iron Maiden grało w Wielkiej Brytanii jako support przed Judas Priest, czyli zespołem, który w tamtym czasie był już dużą gwiazdą. Judasi też szykowali się do wydania płyty, czyli „British Steel”. Ta ukazała się na rynku… również 14 kwietnia 1980 roku.

Następnie od kwietnia do czerwca Iron Maiden grało pierwszą trasę po Wielkiej Brytanii jako headliner.

Później od sierpnia do października 1980 roku przyszły pierwsze koncerty zagraniczne – jako support przed wielką gwiazdą tamtych czasów, czyli Kiss podczas słynnej trasy „Unmasked Tour”.

Po tych występach z powodu niezgodności wizji, z zespołem pożegnał się Dennis Stratton, a zastąpił go Adrian Smith, który przez następne 10 lat utrzyma swoje miejsce w Iron Maiden.

Już w listopadzie 1980 roku zespół przystąpi do nagrywania kolejnej płyty. „Killers” ukaże się na rynku w lutym 1981 roku i otworzy Iron Maiden drogę do sukcesu za oceanem. Megagwiazdą światowej muzyki zespół stanie się już rok później, gdy wyda „The Number of the Beast”. Na sukces złożą się nie tylko wspaniałe numery, ale również nowy, wyjątkowy wokalista…

Oficjalna strona Iron Maiden – https://ironmaiden.com/

https://youtu.be/De31N__fHcI

Fot. Materiały promocyjne / https://www.kerrang.com/features/the-story-behind-iron-maidens-debut-album/

Podobne artykuły

10 mobilnych gier dla fanów metalu na Androida i iOS

Martyna Kościelnik

21. rocznica „Metropolis Pt. 2: Scenes from a Memory” grupy Dream Theater

Agnieszka Kozera

Top 10 black metalowych albumów w 2021

Marta Trela

2 komentarze

Rafał 14 kwietnia 2020 at 14:40

Serdeczne dzięki za pamięć o debiucie IM. To niezwykle ważna płyta, przez ostatnie 40 lat ta muzyka zainspirowała literalnie TYSIĄCE artystów nie tylko metalowych.

Odpowiedz
Tytus 14 kwietnia 2020 at 22:32

Jak dla mnie ich dwie pierwsze płyty, to zarazem ich najlepsze dokonania. Prowler to, według mnie, ich najlepszy i najbardziej czadowy kawałek, choć całościowo za album nr 1 uważam Killers. Trzeba jednak też przyznać, że dzięki Dickinsonowi zrobili większą karierę, niż byłoby to możliwe z Di’anno. Także należy się cieszyć, że był Di’anno i że jest Dickinson. Chłopaki mają więcej fanów i większą radochę z grania, a dla wielbicieli Di’anno są dwie pierwsze płyty. A ja, kiedy zapodaję Prowler, to niezmiennie od lat mam ciary. Niesamowity kawałek. Pozdrawiam wszystkich czytających.

Odpowiedz

Zostaw komentarz