RECENZJE

Recenzja: Kły – „Wyrzyny” (2020)

Kły Wyrzyny
Koncert zespołu Faun

Pisząc recenzje black metalowych płyt, kilkukrotnie wspominałam o tym, że polskie podziemie przeżywa prawdziwy renesans, a rodzime kapele wykazują się niesamowitą różnorodnością w interpretacji szeroko pojętego black metalu.

Od początku roku 2020, światło dzienne ujrzało kilka niezwykle interesujących wydawnictw takich jak: „Rzeczom” – Odrazy, „Transsatanizm” – Biesów czy najnowsze dzieło Above Aurora pt. „The Shrine of Deterioration”.

Jednym z najciekawszych albumów, które pojawiły się w pierwszej połowie bieżącego roku, niewątpliwie są „Wyrzyny”, będące dziełem grającej atmospheric black metal formacji Kły.

Grupa Kły. Pierwsze wyjście z lasu.

Działająca od 1997 roku formacja, dopiero w 2017 roku postanowiła wyjść z leśnych ostępów i nagrać pierwsze demo zatytułowane „Taran-Gai”.

Rok później premierę miał ich pierwszy longplay pt. „Szczerzenie”, który spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem wśród fanów ciężkiego i klimatycznego grania. Mimo dość surowego brzmienia i stosunkowo nieskomplikowanych partii instrumentalnych, „Szczerzenie” ma swój niepowtarzalny charakter, zbudowany przede wszystkim na tekstach przedstawionych w niebanalny i nieco teatralny sposób.

„Wyrzyny”, czyli psylocybinowe jazdy.

Dnia 9 maja 2020 roku, nakładem wytwórni Pagan Records, ukazał się drugi album studyjny black metalowego zespołu Kły. Materiał został zarejestrowany w katowickim Czyściec Studio, a za mix i mastering odpowiadał lider zespołu Furia, Nihil.

Przesłuchując płytę, w pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że „Wyrzyny” są kontynuacją poprzedniego krążka. Album otwiera intro niemal bliźniaczo podobne do motywu zamykającego „Szczerzenie”, jednak podane w bardziej transowej formie.

Na nowym materiale Kłów nie brakuje znanych z poprzedniego albumu, budujących klimat monologów, rozpoczynających każdy kawałek. Momentami przypominające księżowskie kazanie, a kiedy indziej ociekające dramaturgią, opętańcze przemówienia, są kluczowym elementem wyróżniającym twórczość kłów na tle innych zespołów.

Najnowsze dzieło projektu w pierwszej chwili wydaje się być bardzo podobnym do debiutanckiego albumu, jednak różni się od niego, zarówno pod kątem instrumentalnym oraz przekazywanych treści.

Po pierwsze, całość utrzymana jest w psychodelicznym klimacie, będącym swego rodzaju podróżą przez wszystkie etapy fazy jakiej można doświadczyć po spożyciu grzybów. Narkotyczny klimat materiału podkręcony jest przez wyraźne inspiracje czerpane z dzieł Lovecrafta oraz zachodnimi produkcjami science fiction powstającymi na przełomie lat 60. i 70. To właśnie ten charakterystyczny dla kina tamtych lat pogłos sprawia, że cały materiał nabiera niepokojącego i ciężkiego klimatu.

Drugą rzeczą, która zwraca uwagę i odróżnia nowy materiał od „Szczerzenia”, jest inny charakter partii wokalnych. Na „Wyrzynach” jest zdecydowanie mniej solidnego darcia mordy, za to dostajemy znacznie więcej demonicznego krzyku przeplatającego się z wręcz poetycko recytowanym tekstem.

A co z instrumentami?

Kolejnym elementem, który odróżnia najnowszy materiał Kłów od poprzedniego albumu, jest sama muzyka. Przyznam, że jest to pierwszy raz, kiedy muszę stwierdzić, że instrumenty znajdują się na drugim planie, tworząc przede wszystkim tło i oprawę dla tekstu.

Muzycznie „Wyrzyny” mają wszystko to czego potrzebuje dobre Atmo. Jest tu odpowiednia dawka melancholii i harmonii, a delikatnie wycofane gitary ustępują miejsca sekcji rytmicznej, w której dominuje wyrazisty bas i zróżnicowana perkusja. Dość melodyjną i przejmującą linię gitar dobrze podbija podwójna stopa, nadając kompozycjom odpowiedniej dynamiki.

Technicznie cały materiał zrealizowany jest na bardzo wysokim poziomie i w mojej ocenie naprawdę niczego mu nie brakuje.

Ważną rzeczą, na którą muszę zwrócić uwagę jest to, że „Wyrzyny” są trudne w odbiorze. Materiał jest ciężki, bardzo psychodeliczny i w pierwszym rzucie może wydawać się niezrozumiały. Jak już wcześniej wspominałam, pierwsze skrzypce gra tu przede wszystkim tekst, powtarzające się motywy, symbolika oraz to w jaki sposób zinterpretujemy całość.

Jeśli wydaje się Wam, że „Wyrzyny”, to album poświęcony psylocybinowym jazdom jakie towarzyszyły szamanom i mistykom łączącym się z innymi wymiarami ludzkiej podświadomości, to możecie być w dużym błędzie, ale tę kwestię pozostawiam do osobistego rozstrzygnięcia.

Kły „Wyrzyny”, czyli co znajdziemy na płycie?

Na najnowsze wydawnictwo tej polskiej metalowej grupy składa się 6 kompozycji zabierających nas w ponad 40 minutową podróż w najgłębsze zakątki ludzkiej podświadomości.

Moim zdaniem „Wyrzyny” są jednym z tych albumów, który powinien zostać przesłuchany w całości, aby móc zrozumieć i docenić jego wartość. Każda z kompozycji ma swój niepowtarzalny charakter, jednak wszystkie zawierają pewien wspólny mianownik, a każdy pojedynczy element składa się na spójną całość.

Trudno wyróżnić najlepsze utwory, jednak jeżeli byłabym zmuszona wybrać konkretne numery, to wyróżniłabym trzy ostatnie: melodyjny i nieco sentymentalny „Trójząb”, niepokojący i demoniczny „Gwiezdny wiatr” oraz będące podsumowaniem całego materiału „Zakorzenienie”, które stanowi doskonałe zakończenie całego albumu.

Sprawy techniczne, czyli brzmienie i okładka.

Jak wcześniej wspominałam, „Wyrzyny” są materiałem zrealizowanym na bardzo wysokim poziomie, mimo że całe instrumentarium znajduje się na drugim planie. Krążka słucha się bardzo dobrze, choć z całą pewnością nie należy on do lekkich i przyjemnych. Wręcz przeciwnie, zrozumienie treści wymaga zaangażowania, jednak gdy dotrze do nas sens zawarty w tekście, to odsłuch daje dużo satysfakcji.

Minimalistyczna i monochromatyczna okładka prezentuje się bardzo dobrze, jednocześnie w sposób dosłowny oddając klimat całego albumu.

Kły Wyrzyny 2020
Kły – Wyrzyny (2020)

Tracklista płyty „Wyrzyny”:

1. Burza (My rozgwiazdy)
2. Nadwołkowyjskiej nocy liczba pojedyncza
3. Krajobraz jako oko
4. Trójząb
5. Gwiezdny wiatr
6. Zakorzenienie

Podobne artykuły

Recenzja: Soulfly – „Totem”, czyli strawne, ale niepożywne danie

Szymon

Recenzja płyty Las Trumien „Budowniczowie grozy”. Nie każdy może dobrym być

Piotr Żuchowski

Recenzja: Lordi – „Killection”, czyli upiór w eterze

Bartłomiej Pasiak

1 komentarz

Kynodontas 1 lipca 2020 at 23:17

Szanowna Pani Marto! Mam wrazenie, ze zblizyla sie Pani – zwlaszcza miedzy wierszami – do uchwycenia idei przewodniej Wyrzyn. Pozdrawiam

Odpowiedz

Zostaw komentarz