RELACJE

Morbidfest 2025 ruszył. Relacja z pierwszego koncertu trasy Terrorizer i Possessed

Morbidfest 2025

W poniedziałek 24 listopada koncertem w warszawskiej Progresji rozpoczął się Morbidfest 2025 – wspólna trasa zespołów Ater, Nightfall, Suicidal Angels, Terrorizer i Possessed. Imprezy w takim towarzystwie nie mogliśmy przegapić, za to dzisiaj możemy podzielić się z Wami relacją z niej.

Czytaj też: Odwiedziliśmy Metal Kommando Fest VIII (relacja z festiwalu)

Nightfall – pozytywne zaskoczenie na start

Pomieścić pięć kapel na jednej imprezie, zwłaszcza w wieczór, po którym większość publiczności wstaje do pracy, więc całość nie powinna skończyć się bardzo późno, to duże wyzwanie. Warszawski Morbidfest rozpoczął się zatem dość wcześnie, przez co nie zdążyłem na występ pierwszego w stawce zespołu Ater. Z zasłyszanych opinii wynika jednak, że niewiele straciłem, bo Chilijczycy ponoć nie zachwycili stołecznej publiki.

W Progresji stawiłem się chwilę po godzinie 19, akurat by nie przegapić rozpoczęcia koncertu grupy Nightfall. Nazwa tej greckiej kapeli towarzyszyła mi niemal od początku przygody z muzyką metalową (recenzja ich płyty „Lesbian Show” znalazła się w jednym z pierwszych kupionych przeze mnie jeszcze w podstawówce numerów Metal Hammera), ale z samą jej twórczością do czynienia miałem niewiele. Na koncert Ateńczyków poszedłem więc z ciekawością, ale prawdę mówiąc – bez specjalnych oczekiwań.

Takie podejście pozwala często uniknąć bolesnych rozczarowań, ale w przypadku występu Nightfall na Morbidfest 2025 mogę mówić wyłącznie o rozczarowaniu pozytywnym. Zespół zaserwował dawkę przebojowego, melodyjnego black metalu według typowej helleńskiej szkoły gatunku z domieszką gotyckiego klimatu i lekko teatralnego performansu scenicznego. Wszystko to złożyło się na zaskakująco strawną i spójną całość, która nie tylko na mnie zrobiła dobre wrażenie. Pod koniec koncertu Nightfall pod sceną uformował się pierwszy moshpit, co dowodzi, że zespół występujący w roli drugiego supportu zadanie rozgrzania fanów przed głównymi gwiazdami spełnił w stu procentach.

Suicidal Angels – grecki metal po raz drugi

Według początkowych zapowiedzi trzecim zespołem Morbidfestu miało być kultowe amerykańskie Massacre, jednak na niespełna miesiąc przed startem trasy grupa wycofała się z niej jako powód podając stan zdrowia oraz problemy logistyczne. Legendę z USA zastąpili młodsi koledzy z Grecji, Suicidal Angels. Widziałem tę thrash metalową kapelę w akcji w zeszłym roku na jej własnej headlinerskiej trasie „Profanation Over Europe”, podczas której zagrała bardzo udany koncert w VooDoo Club. Oczywiście wolałbym zamiast niej posłuchać Kama Lee z kolegami wykonujących numery z kultowego debiutu Massacre, ale znając możliwości ekipy Nicka Melissourgosa wiedziałem, że będzie to co najmniej przyzwoite zastępstwo.

No i takie dokładnie było – po prostu przyzwoite. Suicidal Angels to w mojej opinii kapela stworzona właśnie do miejsc takich jak VooDoo – małych klubów, gdzie zespoły mają fanów na wyciągnięcie ręki, a obie strony napędzają się nawzajem swoją energią. Choć fajnie było zobaczyć Anioły na dużej scenie, wydaje mi się, że w Progresji tego poweru trochę zabrakło, w dodatku nie pomogło im niestety też nagłośnienie. Grecka kapela wypadła solidnie, choć w przeciwieństwie do swoich rodaków z Nightfall – trochę poniżej moich oczekiwań.

Mimo to publiczność przyjęła ich naprawdę dobrze i żywiołowo hasała na parkiecie, a było do czego hasać. Suicidale rozpoczęli koncert od „Capital of War” i „Bloodbath”, by potem przejść do materiału z najnowszej, świetnej płyty „Profane Prayer”. Nie zabrakło takich hitów jak „When the Lions Die” czy mój ulubiony, cudownie rock’n’rollowy „The Return of the Reaper”. Szkoda tylko, że całość była dość cicha, a riffy i solówki trochę ginęły w miksie, przytłoczone wysuniętą na pierwszy plan perkusją.

Terrorizer – ikona grindcore’a z koncertem wieczoru

Problemów brzmieniowo-nagłośnieniowych nie miał za to Terrorizer, który pojawił się na deskach chwilę po godzinie 21. Tę grindową legendę widziałem ostatnio na Mystic Festival 2024 i był to fenomenalny koncert, jeden z najlepszych podczas tamtej edycji imprezy. W poniedziałek w Warszawie znowu stanęli na wysokości zadania i po prostu dali występ wieczoru.

Godzinne show Terrorizera nie miało słabych punktów – dobra realizacja, kultowy album „World Downfall” odegrany w całości od początku do końca, kruszący kości bas Davida Vincenta, wściekłe bębnienie Pete’a Sandovala, wokal, prezencja i charyzma Briana Wernera, fura energii bijącej ze sceny – naprawdę nie mam się do czego przyczepić, nawet jakbym bardzo chciał. Ale nie chcę, bo był to autentycznie re-we-la-cyj-ny koncert!

Wiele osób twierdzi, że ten kultowy zespół niepotrzebnie wracał na scenę i że bez swoich członków-założycieli, Oscara Garcii i Jessego Pintado, Terrorizer nie ma w ogóle racji bytu. Ja muszę jednak przyznać, że jestem fanem obecnego wcielenia grupy, a każdy jego koncert to wspaniałe przeżycie. No i w składzie wciąż mamy połowę muzyków odpowiedzialnych za słynny debiut z 1989 r. – płytę, która obok albumów Repulsion, Carcass i Napalm Death pomogła zdefiniować grindcore jako gatunek muzyczny. I co najważniejsze, wykonywana w całości na żywo wciąż robi wrażenie nawet po ponad ćwierćwieczu.

Possessed – jubileusz czterdziestolecia „Seven Churches”

Skoro mowa o klasycznych płytach odgrywanych w całości, czas przejść do głównej gwiazdy tegorocznego Morbidfestu, czyli Possessed. Ich „Seven Churches” z 1985 r. to kamień milowy death metalu, przez wielu uważany za pierwszy album w ogóle nagrany w tym gatunku. Wszystkie dziesięć utworów z niego wybrzmiało w poniedziałkowy wieczór w Progresji.

Powiedzmy sobie szczerze – wychodząc na scenę po genialnej sztuce, jaką zagrał Terrorizer, panowie z Possessed nie mieli łatwego zadania. W moim odczuciu wypadli dobrze, ale nie aż tak powalająco jak ekipa Sandovala i Vincenta. Podobnie jak w przypadku setu Suicidal Angels, nagłośnienie mogłoby być lepsze, ale zespół z dobrym skutkiem nadrabiał niedociągnięcia techniczne energią i humorem.

Jeff Becerra od 1989 r. porusza się na wózku inwalidzkim, ale absolutnie nie przeszkadza mu to w byciu żywiołowym i pełnym luzu metalowym frontmanem. W Progresji jeździł jak szalony po całej scenie, headbangował, wymachiwał rękami i cały czas uśmiechał się do publiczności, w czym wtórowała mu reszta muzyków. Dawno nie widziałem u tak doświadczonej ekipy takiej szczerej radości ze wspólnego grania, bardzo przyjemnie się na to patrzyło.

No i setlista – zaczęli od paru późniejszych numerów ze swojej dyskografii, aby wraz z pierwszymi dźwiękami intra „The Exorcist” przejść do prezentacji legendarnego debiutu „Seven Churches”. Zabrzmiał on odpowiednio mrocznie i diabelsko, co trochę kontrastowało z wesołą prezencją muzyków (ten uśmiech Becerry nie schodzący z jego umazanej sztuczną krwią twarzy!), ale taki dysonans chyba dość dobrze oddawał klimat szalonych lat 80. i rodzącej się wówczas metalowej ekstremy. Kulminacyjny moment koncertu rozpoczął się od uderzeń dzwonów zwiastujących przedostatni na płycie utwór „Fallen Angel”, po którym wybrzmiał jeszcze jeden kawałek, na jaki chyba wszyscy w Progresji czekali tego dnia najbardziej – „Death Metal”, który czterdzieści lat temu dał początek całemu gatunkowi muzyki.

Pierwsza odsłona Morbidfest 2025 zakończyła się chwilę po północy i ten niemal sześciogodzinny maraton muzyczny przeszedł do historii. Koncerty zaliczyły co prawda drobną obsuwę, więc nie skończyły się tak wcześnie jak planowano, ale myślę, że pomimo zmęczenia nikt, kto po imprezie opuszczał Progresję, nie był zawiedziony. A fanów mimo niekoniecznie sprzyjającego terminu trochę się w klubie stawiło, choć znacznie mniej niż dwa dni wcześniej na wyprzedzanym koncercie Candlemass. Tym razem na sali było luźno i można było się po niej bez problemu poruszać nie przeciskając się między stłoczonymi ludźmi, co traktuję jako duży plus.

Dzień później ten sam skład przeniósł się na północ Polski, aby drugim koncertem na trasie zmasakrować tym razem Gdańsk, ale podczas swojego objazdu Europy wróci do naszego kraju jeszcze raz. 7 grudnia Ater, Nightfall, Suicidal Angels, Terrorizer i Possessed wystąpią w Krakowie – jeśli kochacie ekstremalne granie, a przegapiliście listopadowe daty Morbidfestu, zjawcie się tam koniecznie.

 

Podobne artykuły

Relacja: The Dillinger Escape Plan, Shining – Warszawa 11.02.2017

Albert Markowicz

Relacja: Doro w Polsce, Warszawa – 04.10.2011

Tomasz Koza

Szwedzki potop dźwięku. Meshuggah zagrała w Warszawie

Albert Markowicz

Zostaw komentarz