RECENZJE

Recenzja „The One Man Standing” zespołu Awake The Lights, czyli brutalne oblicze teraźniejszości

Awake The Lights recenzja The One Man Standing
Koncert zespołu Faun

Są takie płyty, które po prostu wchodzą od pierwszego przesłuchania. Nie trzeba się do nich przyzwyczajać, nie trzeba ich szczególnie przepracować. Takim krążkiem jest „The One Man Standing” grupy Awake The Lights. Odpaliłem, siadło, chętnie odpalę ponownie.

A może coś więcej? Ależ proszę bardzo! Zapraszam do lektury recenzji.

Zespół Awake The Lights
Zespół Awake The Lights
Fot. Michał Madej

Na początek garść informacji o Awake The Lights

Zespół powstał z inicjatywy Petera Ruiza Jakobsena i Karola Kurzynowskiego w 2016 roku. Dwa lata później, we wrześniu 2018 roku, grupa zarejestrowała pierwsze demo. W mediach społecznościowych Awake The Lights jako miejsce działalności podają Odense, a od października 2021 roku zespół tworzy pięciu Polaków z okolic Århus, Horsens i właśnie Odense.

Omawiany tutaj debiutancki album grupy zatytułowany „The One Man Standing” został zarejestrowany w Death Island Studio w duńskim mieście Nykøbing Mors na przełomie lutego i marca 2021 roku. Materiał miał swoją premierę 10 września 2021 roku.

Zespół własną twórczość określa po prostu mianem metalu, a resztę pozostawia w ocenie słuchacza.

Obecny skład zespołu Awake the Lights:

  • Marek Wysocki
  • Karol Kurzynowski
  • Dariusz Pietrzak
  • Michał Madej
  • Ryszard Buczkowski

SPRAWDŹ: POZOSTAŁE RECENZJE METALOWYCH ALBUMÓW

O czym opowiada „The One Man Standing”?

Inspiracją tytułu płyty jest przede wszystkim rzeźba ukraińskiego artysty Siergieja Shaulisa („The Man Without a Rod No.1”), będąca jednocześnie logiem zespołu. Kolejną jest tekst jednego z utworów, w którym człowiek przedstawiony jest jako osamotniona jednostka dryfująca na falach przeplatających się sukcesów i porażek w różnych dziedzinach życia.

Teksty dotykają mechanizmów hipokryzji działających we współczesnym społeczeństwie. Mają za zadanie wprowadzić słuchacza w brutalne oblicze teraźniejszości. Świat wokół nas jest zakrzywiony na wielu płaszczyznach, często trudno zachować kręgosłup moralny, trzymać się ustalonych reguł, być fair wobec samego siebie.

Awake The Lights

Muzycy podkreślają, że teksty zawarte na „The One Man Standing” dotyczą również pozytywnych stron życia. Członkowie formacji wskazują w swoich utworach, że nawet po bolesnym upadku jesteśmy w stanie wrócić na właściwy tor, ciężka praca, upór i wytrwałość w dążeniu do celu skutkuje sukcesem, a wartości niematerialnego świata są cenniejsze, niż potencjalne bogactwa materialne, które mogą nas kusić.

Na pierwszą płytę Awake The Lights składa się 8 utworów

Ich łączny czas trwania nieznacznie wykracza poza pół godziny. Niedużo, ale zawsze wychodzę z założenia, że lepiej wydać mniej, ale starannie dopracowany materiał. Jak wypada całokształt „The One Man Standing”? Moim zdaniem bardzo przekonująco.

Album rozpoczyna się krótkim wstępem, po którym bezpardonowo atakuje słuchacza dosadnymi dźwiękami „Extermination By Charity” kojarzącymi się trochę (podobnie, jak inne utwory z płyty) ze zwalistością Mastodon. To swobodne skojarzenie, ale faktem jest, że muzykę graną przez Amerykanów trudno jednoznacznie zaklasyfikować, podobnie kompozycje naszych rodaków z Awake The Lights wymykają się jednoznacznemu zaszufladkowaniu.

W muzyce zespołu słychać trochę starej szkoły szwedzkiego death metalu, trochę progowych zagrywek, trochę melodii, dużo brudu i surowości. Całość zalana jest dość mocno stonerowo-sludge’owym sosem.

„The One Man Standing” to dość brzydka płyta

I w żadnym wypadku nie należy odbierać tego, jako wady. Wręcz przeciwnie. Choć kompozycji zespołu z całą pewnością nie można określić mianem ładnych, bądź wpadających w ucho – czuć, że materiał powstał ze szczerej potrzeby wyplucia z siebie tych wszystkich skrajnych emocji, które gdzieś tam siedzą w muzykach Awake The Lights. Uważam, że szczerość to niezwykle ważny czynnik i bez niego wiele płyt staje się tylko wycyzelowanymi produktami.

Album pozbawiony jest wszelkich ozdobników, czy sampli mających na celu podbudowanie klimatu. Czy to źle? Ależ skąd! Muzyka formacji po prostu nie potrzebuje dodatków tego typu.

Wspomniałem wcześniej o starej szkole szwedzkiego death metalu. Echa Entombed najwyraźniej rozbrzmiewają w kompozycji tytułowej. Myślę, że kawałek z powodzeniem mógłby trafić na którąś z płyt skandynawskiej formacji. Choć, ku mojemu zaskoczeniu, znalazło się w nim nawet miejsce na czyste wokale. Nieco monotonny głos powtarza, jak mantrę słowa:

„Anything can be everything,
Everything can be nothing.”

Wszystko może być niczym? Smutna refleksja, ale nie sposób odmówić jej słuszności. Zwłaszcza w czasach, w których nic nie jest nam dane na zawsze. Ani bezpieczeństwo, ani zdrowie, ani praca, ani nic innego, co jest dla nas cenne…

Każdy znajdzie coś dla siebie

Miłośnicy bardziej progowych dźwięków powinni zacząć od wieńczącego płytę utworu „Shelter”. Fanów klimatycznego uspokojenia i wyciszenia (bo i takie fragmenty są na albumie) powinien usatysfakcjonować kawałek „All I Have”.

Nie jestem gitarzystą, więc nie wiem, jak fachowo nazywa się ten efekt, ale bardzo podobają mi się te wibrujące dźwięki „wiosła”, które słychać mniej więcej po pierwszej minucie utworu. Ten zabieg nie został powtórzony w żadnej innej kompozycji i tym podobne smaczki, które można tu i ówdzie wyłapać uważam za ogromny atut albumu „The One Man Standing”.

Kolejnym z takich smaczków jest solówka w „Poli-Shit”, chyba jedyna na całej płycie. Myślę, że wszystkich takich pozornie drobnych szczegółów, dowodzących jak starannie przygotowany to album, nie będę tutaj wymieniał. Nie chcę odbierać nikomu szansy na samodzielne odkrycie debiutu Awake The Lights.

Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć o brzmieniu „The One Man Standing”. Co tu dużo gadać – jest dobrze. Nie jestem wielkim fanem sterylnych, „przeprodukowanych” brzmień. O wiele bardziej pasuje mi brud, kurz i odrobina swoistej „stęchlizny”, dlatego „The One Man Standing” słuchałem z niemałą przyjemnością.

Czy płyta Awake The lights ma jakieś wady?

Pod względem muzycznym nie sądzę, by było się czego czepiać. Może jedynie do prymitywnej końcówki „Resurrection”, w której zespół zdecydował się na toporną (i mam wrażenie – nie całkiem równą) łupaninę zupełnie niepasującą do tego interesującego krążka. Ale to krótki fragment, który nie zaważa na odbiorze całości.

Gorzej wypada okładka. Z zupełnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn tytuł albumu został na niej zapisany skrótem „T.O.M.S.”. Uważam, że część przesłania płyty traci się z tego powodu. Moim zdaniem to bardzo dziwny zabieg, zwłaszcza, iż zespół przykłada dużą wagę do swoich tekstów i do przekazu wysyłanego w świat. Na szczęście nie okładki się słucha, a i Wam sugeruję, by nie oceniać albumu po niezbyt udanej obwolucie.

Czy debiut Awake The Lights jest wart zainteresowania?

Ja to kupuję, a i Wam polecam. Muzycy nagrali spójną, interesującą płytę doskonale wpasowującą się we współczesne realia izolacji i osamotnienia. A na zakończenie oddam jeszcze głos zespołowi:

Brakuje nam oczywiście kontaktu z żywą widownią ale miejmy nadzieję, że sytuacja sie ustabilizuje i znowu będziemy mogli prezentować nasze zamiłowanie do muzyki na scenie. (…) Stąpamy twardo po ziemi, w międzyczasie tworzymy nową muzykę i czekamy na to co przyniesie los. Wierzymy, że nasza ciężka praca przyniesie korzystne rezultaty.

Awake The Lights

Tego oczywiście życzę formacji Awake The Lights – dalszych sukcesów, dalszego rozwoju i możliwości zaprezentowania swojej muzyki szerszemu gronu odbiorców. Ogólną ocenę płyty obniża mocno nota za słabą okładkę, jednak ponownie podkreślę, by dać płycie „The One Man Standing” szansę i nie oceniać jej przez pryzmat grafiki będącej w tym przypadku wątpliwą ozdobą dobrego albumu.

PRZYDATNE LINKI:

 SPOTIFY | FACEBOOK | INSTAGRAM

Awake The Lights okładka płyty The One Man Standing
Awake The Lights okładka płyty „The One Man Standing”

Lista utworów:

01. Mind Control
02. Extermination By Charity
03. Poli-Shit
04. The One Man Standing
05. Liar
06. Resurrection
07. All I Have
08. Shelter

Materiał sponsorowany

Podobne artykuły

Recenzja: Exodus – Blood In Blood Out

Tomasz Koza

Recenzja: Vader – Wojna Totalna

Tomasz Koza

Recenzja: Sacramentum – „The Coming of Chaos” (remix 2024). „Powrót” w wielkim stylu

Adrian Kardasz

Zostaw komentarz