RECENZJE

Arcydzieło czy zagłada? – recenzja Dragon „Arcydzieło Zagłady”

Dragon Arcydzielo Zaglady recenzja

Skłamałbym, gdybym napisał, że wieść o reaktywacji Dragona przed kilku laty i nowej płycie grupy spowodowała u mnie szybsze bicie serca. Nie jestem fanem zespołu, co za tym idzie do materiału wypełniającego krążek „Arcydzieło Zagłady” podszedłem bez szczególnej ekscytacji. Powiedziałbym wręcz, że na chłodno.

Czy śląski smok (nie mylić ze smogiem) rozpalił we mnie ogień? Czy Dragonowi udało się mnie rozgrzać? Zapraszam do lektury przedpremierowej recenzji najnowszego albumu zespołu.

Dragon to zespół, który starym kucom powinien być doskonale znany

Dlatego osoby, których pesel zaczyna się od siódemki i ósemki spokojnie mogą pominąć ten akapit. A dla młodszych szybkie wprowadzenie w temat. Dragon to zespół powstały w Katowicach w 1984 roku z inicjatywy gitarzysty i wokalisty Jarosława Gronowskiego, grającego na basie Krzysztofa Nowaka i zasiadającego za zestawem perkusyjnym Marka Wojcieskiego.

Pierwszy z wymienionych muzyków pozostał trzonem formacji po dziś dzień. Za początek kariery zespołu można uznać występ na festiwalu Metalmania w 1986 roku. Ówczesny koncert zwrócił uwagę wytwórni Metal Mind Productions i pozwolił grupie na podpisanie kontraktu. Ostatnia płyta zespołu zatytułowana „Twarze” ukazała się w 1999 roku. Krótko później grupę rozwiązano.

Dragon reaktywował się w 2016 roku, po szesnastu latach przerwy, a już 19 lutego w sprzedaży ukaże się nowa płyta zespołu, zatytułowana „Arcydzieło Zagłady”. Album został wydany nakładem wspomnianego Metal Mind.

„Arcydzieło Zagłady” nagrywano w październiku 2020 roku

Nieco wcześniej wykrystalizował się skład, który zarejestrował omawianą płytę. W nagraniach wzięli udział: wokalista Adrian „Fred” Frelich, gitarzysta Jarosław „Gronos” Gronowski, basista i klawiszowiec Krzysztof „Fazee” Oset oraz perkusista Mikołaj Toczko, który zastąpił w składzie Ireneusza Lotha. Jeszcze z Lothem, zespół opublikował w kwietniu 2020 roku singiel utwór „Nie zginaj kolan”. Do tego kawałka wrócę w dalszej części tekstu.

Kto uważniej przeczytał niniejszy akapit, ten zwrócił zapewne uwagę, że część z wymienionych osób przewinęła się przez inną katowicką grupę – legendarnego Kata. Pytanie czy nowy Dragon to mniej lub bardziej udana wariacja na temat Kata ciśnie się na usta samoczynnie. Zanim jednak przejdę do zawartości „Arcydzieła Zagłady”, szybki rzut oka na okładkę.

Dragon Arcydzieło Zagłady okładka
Dragon – Arcydzieło Zagłady (2021)

Grafika na okładce nowej płyty Dragon nie zachwyca

Gdy moja lepsza połówka wzięła płytę do ręki, okładkę skwitowała krótkim: „meh, taki trochę kicz”. Choć wiem, że odbiór obrazu, zdjęcia, rysunku i ocena jego walorów artystycznych jest kwestią czysto subiektywną, również uważam, że te smoki trzymające w pyskach oplątane łańcuchami „pakunki” wypełnione czaszkami są nieco kiczowate.

Być może wynika to z faktu, że nie jestem fanem zbytniej dosłowności. Zdecydowanie wolę dzieła dające szersze pole do własnej interpretacji, jak na przykład prześwietny obraz, który ozdobił recenzowaną przeze mnie płytę „Saint Desecration” Azarath.

Faktem jest, że na grafice „Arcydzieła Zagłady” można dostrzec kilka ciekawych elementów – pożogę w tle, wypaloną, jałową ziemię na pierwszym planie. Te elementy dają pewien ogląd na zawartość płyty. Uważam jednak, że tytułową zagładę można było zobrazować w dużo bardziej interesujący sposób. Udało się to na przykład twórcy okładki, która trafiła na bardzo chwalony krążek „The Shrine Of Deterioration” grupy Above Aurora.

Ale przejdźmy w końcu do zawartości płyty „Arcydzieło Zagłady”.

Jaką muzykę serwuje Dragon na swojej najnowszej płycie?

Kto, patrząc na skład zespołu, spodziewał się, że nowy Dragon to stary Kat, ten będzie mocno rozczarowany. Bardziej odpowiednie będzie tu skojarzenie z wczesnymi płytami Acid Drinkers. Podobne tempa, podobna melodyka, moim zdaniem nawet podobne brzmienie z nieco nadmiernie wyeksponowaną gitarą basową.

Różnic jest kilka. W momencie gdy Kwasożłopy kierowali się w stronę pewnej, nazwijmy to, wesołkowatości, która niezbyt mi odpowiada, ekipa Dragon zwraca się w stronę „vaderowego” ciężaru i bardziej ponurej, apokaliptycznej tematyki.

I właśnie połączenie galopad spod znaku Acid Drinkers oraz thrash/death metalu ekipy Petera znajdziecie na „Arcydziele Zagłady”. Streszczając w jednym zdaniu materiał na krążku: kompozycje są ciężkie i dość melodyjne, momentami posępne, a całość materiału utrzymana jest w szybkich tempach. Wiem, mało odkrywcze, ale myślę, że porównanie do muzyki dwóch innych zespołów rozwiewa wszelkie wątpliwości i wyjaśnia niedopowiedzenia.

Jakie zalety ma album „Arcydzieło Zagłady”?

Pisząc o zaletach płyty nie sposób nie pochwalić „młodego, lecz bardzo doświadczonego” (tak o muzyku pisze zespół) perkusisty Mikołaja Toczki. Uważam, że wszedł w buty Irka Lotha bardzo sprawnie i moim zdaniem, zmiana za „garami” z całą pewnością nie zaszkodziła zespołowi.

Ciepłe słowa należą się także Adrianowi Frelichowi, który za mikrofonem Dragona robi wręcz wzorcową robotę. Jego wokale są ciężkie i brutalne, ale, co bardzo ważne i niekoniecznie oczywiste, słuchacz nie ma większych problemów ze zrozumieniem tekstu. Za tę czytelność – bardzo duży plus.

I tu dochodzimy kolejnej ogromnej zalety omawianej płyty – tekstów napisanych w języku polskim. Uważam, że polskie sceny cierpią na ciągły deficyt metalowych zespołów, które mogą się pochwalić się tekstami napisanymi w naszym ojczystym języku. Przybywa ich, to fakt, ale bywa, że efekt jest gorzej, niż żenujący (vide Destroyers i ich potworek pt. „Bal”). Dlatego też najnowszy krążek Dragona będzie bardzo interesujący dla osób podzielających moje zdanie.

Gdybym miał wybrać jakieś utwory, które najmocniej wyróżniają się na tle pozostałych, to z pewnością w pierwszej kolejności wskazałbym „Nie Zginaj Kolan”. To kawałek, który najbardziej zapadł mi w pamięć podczas słuchania „Arcydzieła Zagłady”, wyróżnia się wybitnie stadionowym, chwytliwym refrenem i posępnym „walcem” w środku. Równie posępna i niepokojąca jest ballada „Czas Umiera” brzmiąca, jak wyjęta z którejś płyty Kata. Tego starego, tego dobrego.

Co mi nie pasuje w nowej płycie Dragona?

Niestety znajdzie się kilka rzeczy. Oprócz przeciętnej okładki muszę przyczepić się do… no dobra, nie bójmy się tego słowa, nudnych solówek. Nie ma ich co prawda zbyt dużo, ale jak już się pojawiają to mam wrażenie, że wycięte zostały z jednego szablonu. Z tego powodu żadna z nich nie zwraca na siebie uwagi i nie zapada na dłużej w pamięci.

Po stronie wad zapisuję również najbardziej nierówny na płycie utwór tytułowy. Zaczyna się świetnym wstępem brzmiącym, jak ścieżka dźwiękowa z jakiegoś horroru, z narastającym w tle upiornym jękiem i poczuciem zagrożenia. Później kawałek atakuje słuchacza kanonadą dźwięków i gdy człowiek czeka na wybuch kumulowanej, tłumionej agresji, „Arcydzieło Zagłady” nagle rozłazi się w pozbawioną charakteru i mocy wstawkę, zaczerpniętą z najgorszych pseudo-rockowych kawałków, jakie na nieszczęście zdarza się usłyszeć w radiu. Wtrącenie jest co prawda krótkie, ale zupełnie niepotrzebne i psujące odbiór całości utworu.

A jak brzmi powrotna płyta polskiej grupy Dragon?

Tak sobie, prawdę mówiąc. Kompresja nagrań jest mocno słyszalna i w pewnym momencie zaczyna męczyć. O czym mówię? O tak zwanym pojęciu „loudness war”, czyli niezdrowej tendencji do nagrywania, produkcji i wydawania nagrań o coraz większej głośności i kompresji dynamiki.

Rzeczona kompresja dynamiki polega na sztucznym zwiększeniu natężenia najcichszych dźwięków, przez co cały utwór brzmi o wiele głośniej. Ale przecież lubimy głośno, prawda? Niby tak, jednak podnoszenie poziomu głośności cichszych fragmentów sprawia, że różnica między głośnymi i cichymi momentami utworu maleje, a słuchanie utworów, których brzmienie ściśnięto w taki sposób staje się po prostu męczące.

I właśnie ten element „Arcydzieła Zagłady” najbardziej mi doskwiera. Płyta niby nie jest długa (nieco ponad trzy kwadranse), ale w okolicach piątego, szóstego kawałka mam ochotę zrobić sobie przerwę.

„Arcydzieło Zagłady”: bliżej do arcydzieła, czy zagłady?

Ani jedno, ani drugie. Zespół ze swoją najnowszą propozycją sadowi się gdzieś pośrodku. Nie jest źle, myślę, że płyta usatysfakcjonuje fanów grupy, jednak do pełni szczęścia, moim zdaniem, sporo brakuje.

Jakiś czas temu na łamach MetalNews.pl pojawiła się recenzja płyty „Kill The Phoenix” grupy Fanthrash. Uważam, że lubelska ekipa odrobiła lekcję pod tytułem „co wydarzyło się w muzyce w czasie, gdy nas nie było na scenie” dużo staranniej, niż Dragon. Odnoszę wrażenie, że Katowiczanom zabrakło odwagi, by spojrzeć szerzej i śmielej na własne utwory. „Arcydzieło Zagłady” nie jest słabą płytą, jednak uważam ją za raczej zachowawczą i „bezpieczną”.

Lista utworów Dragon „Arcydzieło Zagłady”:

1. Przemoc
2. R.T.H.
3. Nie zginaj kolan
4. Czas umiera
5. Arcydzieło zagłady
6. Skaza
7. Kłamca
8. Klatka przeznaczenia

Podobne artykuły

Recenzja: Loathe – „I Let It In And It Took Everything”

Miłosz Śmiałek

W pogoni za dziwną modą – recenzja Moonspell „Lisboa Under the Spell”

Paweł Kurczonek

Recenzja: Vader – The Empire

Michał Bentyn

Zostaw komentarz