RECENZJE

Recenzja: Kat – „The Last Convoy”, czyli autodestrukcja na życzenie

KAT The Last Convoy mem
Koncert zespołu Faun

W podsumowaniu najlepszych i najgorszych płyt 2019 roku, jedną z tych drugich została płyta legendarnej grupy Kat pt. „Without Looking Back”. Pozwolę sobie przytoczyć moje nadzieje wobec następnego studyjnego albumu zespołu: „kibicuję im, żeby nowe wydawnictwo miało ręce i nogi, a nie tylko pół palca”. Gdy pisałem te słowa, nie spodziewałem się, że ich nowe dzieło wyjdzie już w 2020 roku. To było wielkie zdziwienie.

Zespół Piotra Luczyka po bardzo kiepsko odebranym „Without Looking Back” (nasza recenzja tej płyty) powraca i tym samym świętuje czterdziestolecie twórczości grupy. Już pierwszą zapowiedzią „The Last Convoy” Luczyk mocno namieszał i nie mówię tego w pozytywnym kontekście.

[newsletter]

„The Satan’s Nights” Kata – kompletnie zmieniona wersja utworu z „Metal and Hell”

Pochodzenie tej piosenki jest niezwykle dziwne. Początkowo grupa Kat z Romanem Kostrzewskim na wokalu nagrała utwór „Noce Szatana”, który pojawił się na ich pierwszym singlu. Następnie muzycy nagrali jego anglojęzyczną wersję (na potrzeby „Metal and Hell”), którą zatytułowali „Devil’s Child”. Następnie fani mogli posłuchać utworu na płycie „666”. A co zrobił Luczyk z całkiem nowym składem? Wziął muzykę z tych numerów, przetłumaczył tytuł na „Satan’s Nights” i napisał całkiem nowy tekst. O większej głupocie w życiu nie słyszałem. To istna profanacja wspaniałego utworu z legendarnej płyty.

Jeśli chodzi o wykonanie, to do gitar nie mam większych zastrzeżeń, ale i tak straciły klimat znany z „Metal And Hell”. Największą zmianą jest oczywiście wokal. W oryginale za mikrofonem stał fenomenalny Roman Kostrzewski, a obecnie funkcję wokalisty pełni Jakub Weigel. W nowej wersji kompletnie nie można wyczuć finezji, pasji, szaleństwa w głosie. Po prostu nie słychać, że to Kat. To bardziej jakiś niezbyt udany cover. Warsztatowo Weigel śpiewa całkiem nieźle, ale jak mówiłem – on po prostu nie czuje tego klimatu, który został pokochany przez tysiące fanów.

„The Last Convoy” – Piotr Luczyk wraca do korzeni

„Ostatni Tabor” to legendarny utwór z repertuaru Kata. Zresztą również jeden z najstarszych. Pojawił się już na pierwszym singlu grupy. Ponownie został nagrany w 2004 roku. Wtedy znowu fani mogli posłuchać, że „Tabory pędzą dzień po dniu”. Teraz niestety się zatrzymały. Piotr Luczyk zatytułował rocznicowe wydawnictwo właśnie „The Last Convoy”. Na płycie nie zabrakło nowej wersji tego szlagieru.

Ponownie największą różnicą jest wokal, który brzmi na serio dobrze. Jednak Weigel bardziej pasuje do zespołu heavy metalowego lub hard rockowego, a nie do Kata, który od zawsze grał ciężką muzykę. Dzięki niemu utwór brzmi trochę bardziej w stylu Deep Purple, co można uznać za niepotrzebny smaczek. Gitary brzmią całkiem nieźle, ale wokal niestety jest zbytnio wysunięty i zagłusza trochę dźwięki instrumentów. Przyjemne, lecz kompletnie nijakie hard’n’heavy.

Sprawdź inne recenzje płyt metalowych i rockowych:

AC/DC, Scorpions, Deep Purple – co oni złego zrobili Katowi?

Tym razem muzycy poszli o krok do przodu wobec ostatniej płyty. Ostatnio zniszczyli wizerunek zespołu i jego wspaniały dorobek. Teraz natomiast na warsztat wzięli wielkie klasyki rocka i metalu. Na „The Last Convoy” znalazły się covery utworów AC/DC, Scorpions i Deep Purple. Każdy z nich został kompletnie zniszczony i po prostu nie da się tego słuchać.

Weigel ma całkiem niezłe zdolności, ale nie pasują ani do głosu Romka, ani do tych utworów. Po co to w ogóle nagrano? Takie pytanie od razu cisnęło mi się na usta. Rozumiem, że można robić jakieś dziwne manewry ze swoim materiałem, ale z cudzym? Muzycy zapewne będą się tłumaczyli, że to prezent dla fanów. Obecnej odmiany Kata wielbicielem nie jestem, ale i tak takim podarunkom mówię stanowcze nie. To po prostu brzmi tragicznie. A szczególnie „Highway Star”, w którym po prostu wszystko nie zagrało. Od gitar po bębny – mam nadzieję, że Ritchie Blackmore tego nigdy nie usłyszy.

Na „The Last Convoy” zaśpiewał sam Tim „Ripper” Owens

Pojawienie się na płycie Tima „Rippera” Owensa, byłego wokalisty Judas Priest było dosyć dużym zaskoczeniem. Muzyk zaśpiewał w nowej wersji utworu „Flying Fire” z płyty „Without Looking Back”. I szczerze, nie odczułem kompletnie jego obecności. Myślałem, że podniesie temu wszystkiemu poziom, ale różnicy po prostu nie widać. Miło, że polski zespół kolaboruje z tak ważnym artystą, ale nie będzie to wiekopomne wydarzenie, o którym będziemy mówić wnukom. Utwór sam w sobie jest nijaki, ale i tak brzmi trochę lepiej niż na zeszłorocznym wydawnictwie. Wokal Owensa po prostu lepiej brzmi.

Na wydawnictwie pojawiły się 2 utwory z „Mind Cannibals”

W utworze „Mind Cannibals” pojawił się były wokalista grupy, Henry Beck. Zdecydowanie wolałem go od Weigla. Uważam nawet, że „Mind Cannibals” to niezły album, ale kompletnie bez fajerwerków. Na „The Last Convoy” Piotr Luczyk chciał powrócić do tej epoki. Niestety znowu nie wyszło zbyt oryginalnie. Nowa wersja „Mind Cannibals” to tak naprawdę ta sama piosenka, co kiedyś. Nie zmieniło się praktycznie nic. Natomiast „Dark Hole – The Habitat of Gods” brzmi całkiem dobrze. Maciej Lipina świetnie się sprawdził w takiej odsłonie. Przebił nawet wersję pierwotną z Beckiem za mikrofonem. Chyba to najlepszy utwór na tej i tak bardzo kiepskiej płycie.

Okładka „The Last Convoy” to jakieś nieporozumienie

Kat słynie z okładek, które przeszły do historii polskiego metalu. Niestety to minęło razem z końcem ery Romana Kostrzewskiego. „Without Looking Back” oprawiała kiepska grafika, która jest bardzo sprzeczna z sensem słów tytułowych. Jednak okazało się, że może być jeszcze gorzej. Ucięte głowy koni, tytuł mylący się z „The Last Cowboy”, font jakby z westernu, kiepsko dobrana kolorystyka – w skrócie tragedia. To zdecydowanie najgorsza okładka tego roku i brak mi słów wobec niej. Widzimy na niej dorożkę ciągniętą przez konie. Niestety jedzie donikąd. Po zapoznaniu się z płytą tak stwierdzam.

Czy nowa płyta Kata to najgorsze wydawnictwo tego roku 2020?

Zbliżamy się do czasu podsumowań. W 2020 przesłuchałem już wielu płyt i żadna nie była aż tak zła jak „The Last Convoy”. Muzycy nie mieli na nią pomysłu, skrzywdzili dorobek Kata i kilku innych wybitnych zespołów oraz zaprezentowali okropną okładkę. Jedynym pozytywnym aspektem chyba jest wokal Weigla, który miejscami jest znośny. Luczyk również brzmi całkiem nieźle, nie stracił talentu, ale musi się ukierunkować. Nie wiem, czy Kat jeszcze wyda jakąś płytę, ale wiem jedno. Tak nie powinno się świętować żadnej rocznicy. Muzycy dokonali autoparodii i autodestrukcji.

Kat okładka płyty The Last Convoy
Kat – The Last Convoy (2020)

Lista utworów:

01. Satan’s Nights (03:53)
02. The Last Convoy (03:37)
03. Mind Cannibals (04:17)
04. Highway Star (Deep Purple cover) (06:31)
05. Dark Hole – The Habitat of Gods (07:24)
06. Flying Fire 2020 (06:06)
07. Blackout (Scorpions cover) (04:06)
08. You Shook Me All Night Long (AC/DC cover) (03:34)
09. Hidden Track (02:13)

Podobne artykuły

Recenzja: „Apocalipsis – Harry at the End of the World”

Albert Markowicz

Powrót w dobrym stylu – recenzja Oomph! „Ritual”

Paweł Kurczonek

Recenzja: Marilyn Manson – „We Are Chaos”

Miłosz Śmiałek

6 komentarzy

Artur 23 października 2020 at 07:21

Mam wrażenie, jakby autor najpierw postawił tezę, a potem ją mozolnie udowadniał. Kat bez Romka jest zły i kropka. Myślę, że to jedno, poprzednie zdanie, by wystarczyło zamiast mozolnego wyrywania muszkom (tu – utworom) skrzydełek i nóżek.
Recenzja niesamowicie subiektywna, nastawiona na dokopanie zespołowi za sam fakt, że postanowił coś zrobić bez Romka. Żenada.

Odpowiedz
Henry 8 grudnia 2020 at 19:54

Artur, sorry Piotrek weź już daj spokój, czasów z Romkiem nie przebijesz i im szybciej to sobie uświadomisz tym lepiej dla ciebie.

Odpowiedz
Lścibor 23 stycznia 2022 at 14:19

Ale co oni właściwie „zrobili bez Romka”?

Nieważne, jaki to by był zespół, wydanie czegoś co zawiera właściwie 1 (jeden!) nowy utwór jako albumu studyjnego to straszna smuta.

Oskarża

Odpowiedz
goanymus 16 stycznia 2021 at 13:15

Autor recenzji najwyraźniej nie radzi sobie z muzyką Kat’a bez Romana.
Jeśli wszystkie jego recenzje mają mieć wydźwięk wyłącznie subiektywny to niech sobie podaruje recenzowanie na rzecz…zgłębiania tajników filozofii Jima Morrisona.

Odpowiedz
xxx 27 sierpnia 2021 at 22:41

Bo niema Kata bez Romana i tyle

Odpowiedz
Suty Grechuty 15 lutego 2023 at 14:54

Pamiętam, gdy dotarła do mnie wiadomość o rozbiciu się KATa na dwa obozy. Myślę sobie – szkoda, ale Piotr udzwignie grupe bez Romana,choćby miał nagrywać instrumentalne albumy. Słuchając takiego Szmaragdu Bazyliszka, można sobie pomyśleć, z Romanem czy bez Romana – ta grupa to klasa, ten gitarzysta to wirtuoz. Akurat. Już album z 2005 roku był przeciętny, ale to co robią później po dziś dzień to spadek z topki do podwórkowej ligi szóstek cytując Miodowe Lata. Też nie, jakie szóstki? To że Luczyk chciał zerwać z satanistyczną oprawą, ,to nie powód jeszcze by zabić kompletnie klimat tej kapeli! Już za późno by zejść ze sceny niepokonanym. Roman zmarł,jego KAT wraz z nim, a więc Piotrze masz Pan swojego jedynego KATA. Tylko do każdego oprawcy,kata gdy się wysłuży ,też śmierć kiedyś przychodzi. Dajcie umrzeć już temu Katowi, topór to już sam obuch.

Odpowiedz

Zostaw komentarz