RECENZJE

Recenzja: Lordi – „Killection”, czyli upiór w eterze

Recenzja płyty Killection zespołu Lordi

Eurowizja 2006 – w umysłach metalowców ta impreza zapisała się jako bardzo niespodziewany triumf fińskiego zespołu grającego heavy metal z połączeniem hard rocka Lordi. I w ten sposób grupa na pewien czas stała się popularna nawet wśród osób niezainteresowanych ciężkim graniem.

Utwór „Hard Rock Hallelujah” to w sumie nic oryginalnego, ale stroje grupy i melodyjny refren zapewne zrobiły swoje. Tym samym zespół stał się rozpoznawalny na całym świecie. Nagrali jeszcze kilka ciekawych piosenek, które również zostały ciepło przyjęte – „Devil Is A Loser”, „Would You Love A Monsterman?” czy „Blood Red Sandman”.

Ich sława trochę przygasła, jednak dalej prężnie koncertują (m.in. na zeszłorocznym Pol’and’Rock) oraz wydaje kolejne płyty. 31 stycznia 2020 roku Finowie zaprezentowali materiał z kolejnego albumu pt. „Killection”.

Album kompilacyjny, ale jakby nie do końca

Od dziesiątek lat uznani wykonawcy wydają płyty „the best of”. Lordi postanowiło wcale nie być gorsze! Na „Killection” znalazły się największe hity zespołu… No ale gdzie jest zwycięski utwór z Eurowizji? Nie ma!? Finowie poszli o krok dalej, jeśli chodzi o kompilacje najbardziej znanych kawałków. I wydali kompilację pełną nowych utworów. Wiem, że trudno jest to wytłumaczyć, ale to prawda. Taki pomysł na wydanie „Killection” mieli członkowie grupy.

Lordi jako pierwsze pokazali światu „Shake the Baby Silent”

Według mnie jest to mocno dziwaczny utwór, jeśli chodzi o tematykę i efekty dźwiękowe użyte w utworze. Ale czego mogliśmy spodziewać się po „potwornym” zespole?

Wykonanie jednak stoi na dosyć wysokim poziomie. Wokal frontmana pomimo upływu lat dalej prezentuje się ciekawie i idealnie pasuje do unikalnego klimatu zespołu. Muzycy nie zmienili na przestrzeni lat zbyt wiele w swoim stylu. Właśnie „Shake the Baby Silent” jest tego dobrym przykładem. Całość opiera się na chwytliwym refrenie, tak jak to było w słynnym „Hard Rock Hallelujah”. Jest to punkt kulminacyjny utworu. Pokazuje to, że członkowie Lordi wciąż chcą pojawiać się na szczytach list przebojów i często pojawiać się w radiach. A to nie jedyny związek z eterem na „Killection”!

Lordi w upiornym programie radiowym

Na „Killection” znalazło się oczywiście miejsce dla nowych kawałków, ale muzycy postanowili rozwinąć swoje nowe dzieło w rzadko spotykany sposób. Ekipa Mr. Lordiego wplotła pomiędzy piosenki… wypowiedzi prezentera radiowego i dżingle. Zdecydowanie jest to kolejny dowód na to, że zespół, to dalej sprawnie działająca maszyna kreatywności.

Fińska grupa wydała jeden z najdziwniejszych albumów, z jakimi kiedykolwiek miałem styczność. I to bardzo dobrze wpływa, ponieważ szybko o nim nie zapomnę. A poziom muzyczny całości stoi na dobrym poziomie.

Zdecydowanie najlepszym utworem na „Killection” jest…

Gdybym miał wybrać piosenkę z najnowszego dzieła Finów, która ma największą szansę na sukces komercyjny, to bez zastanowienia wybrałbym „Like a Bee to the Honey. Wszystko rozpoczyna się raczej spokojnie od stonowanego wokalu, aby w refrenie wyskoczyć z energicznym śpiewem.

Warto również pochwalić pracę reszty zespołu i producenta. Całość została nagrana bardzo profesjonalnie i w sposób przemyślany. Widać, że komponowanie to czynność znajoma i nic tu nie jest dziełem przypadku. Bardzo podoba mi się ta piosenka, ale osobiście wyczuwam, że jest trochę za wolna. Gdyby przyspieszyli, to „Like a Bee to the Honey” słuchałoby się jeszcze przyjemniej.

Lordi wcale się nie wypaliło

Całość otwiera ciekawy riff, a dalej tempo wcale nie zwalnia. Głos Mr. Lordiego zagląda tym razem do obszarów, które są niczym terra incognita dla muzyki zespołu. „Horror for Hire” pod względem kompozytorskim wcale nie trzeba się bać.

Jednak zawsze znajdzie się jakiś mankament, do którego można się przyczepić. Jest to jeden z  najcięższych kawałków na „Killection”, ale mam wrażenie, że i tak jest spokojny i zbyt wolny. Czuję, że może mieć to związek z pojawianiem się klawiszów w utworach. Dodaje to trochę otoczki horroru, ale kompozycje ewidentnie tracą na tym. Coś za coś.

Czyżby członkowie Lordi zainspirowali się Abbą?

Na „Killection” muzycy nie postawili na ciężkość, ale jakościowo dalej to wygląda całkiem dobrze. Dla przykładu „Zombimbo” to kawałek, przy którym można stać się królem parkietu. Jednocześnie jest to fascynująca historia o zombie. Taneczny kawałek o nieumarłych – dokładnie tego potrzebowałem.

Można tutaj odnieść inspirację „Dance Macabre” od Ghost i muzyką innych Szwedów – tych z Abby. Jednak czuć tutaj ducha Lordi, którego można wyczuć w luźnym klimacie i charakterystycznym wokalu. Nie spodziewałem się, że na „Killection” będzie można usłyszeć piosenkę w stylu pop-metal, co ostatnimi czasy jest coraz popularniejsze (Ghost, Beast in Black).

Muzycy nie eksperymentowali

Na „Killection” pojawia się wiele nowych motywów, których wcześniej przebierańcy z Finlandii nie stosowali. Jednak są to głównie kosmetyczne zmiany, które nie otwierają przed muzykami nowych wrót.

Eksperymentów jest praktycznie brak, chociaż można do takich zaliczyć „Zombimbo”, ale wg mnie niekoniecznie. Ten kawałek tematycznie kompletnie nie odbiega od dobrze znanych rejonów, po których od lat porusza się Lordi. Muzycznie przypomina to pop, ale już wielokrotnie wcześniej formacja zbliżała się do tego typu brzmienia.

Podobnie jest w „I Dug a Hole in the Yard for You”. Ten jakże romantyczny tytuł zapowiada bardzo przewidywalny, ale przyjemny w odbiorze numer.

Wiemy, że Lordi nie stworzył tej płyty dla jakiegoś wielkiego artystycznego sukcesu. Oni szukają kontrowersji perwersji, aby znowu zaistnieć. Jednak nie można im odmówić, że wywołują uśmiech na twarzach słuchaczy i podczas odsłuchu jest dużo dobrej zabawy. To się ceni.

„Evil” zespołu Lordi dobrze podsumowuje „Killection”

Miałem dobre przeczucie, że tego utworu nie można spartaczyć. I dobrze myślałem. Czuć w tym ducha thrash metalu, co jest dosyć nietypowe jak na „Killection”. Muzycy mieszali style na nowym albumie, co wg mnie nie wyszło im na dobre.

O różnorodności oprócz kilku wyjątków raczej nie ma mowy. Eksperymentalnie też raczej nie jest. To stare dobre Lordi z nowymi piosenkami. Myślę, że dzięki tej płycie muzycy przyciągną uwagę nowych słuchaczy, ale również nowym materiałem zaspokoili pragnienia ich długoletnich fanów.

Oficjalna strona Lordi – https://www.lordi.fi/

Lordi Killection
Lordi – Killection (2020)

Tracklista „Killection”:

01. Radio SCG10
02. Horror for Hire
03. Shake the Baby Silent
04. Like a Bee to the Honey
05. Apollyon
06. SCG10 The Last Hour
07. Blow My Fuse
08. I Dug a Hole in the Yard for You
09. Zombimbo
10. Up to No Good
11. SCG10 Demonic Semitones
12. Cutterfly
13. Evil
14. Scream Demon
15. SCG10 I Am Here

Podobne artykuły

Na zagładę jeszcze poczekamy – recenzja „The Door to Doom” Candlemass

Szymon

Wszystko na swoim miejscu – recenzja Imperial Sin „Ritual Murder”

Redakcja

Macie i dajcie nam spokój – recenzja Tool „Fear Inoculum”

Paweł Kurczonek

Zostaw komentarz