Wszystkie plagi egipskie spadły na Megadeth przed wydaniem najnowszej płyty, czyli „The Sick, The Dying… And The Dead!”. Nowotwór Dave’a Mustaine’a, kolejne zawirowania w składzie i ponowne wyrzucenie Davida Ellefsona, pandemia ze wszystkimi reperkusjami, czy wreszcie na zakończenie problemy z drukiem ostatecznej wersji okładki – żeby wymienić tylko kilka.
Wszystko to sprawiło, że na najnowsze dzieło legendy thrashu musieliśmy czekać aż 6 lat! Od zarejestrowania pierwszego dźwięku do ostatecznego wydania krążka mijają aż 3 lata. Wszystko to jednak nieistotne, bo dziś wszyscy fani mogą odetchnąć z ulgą. Megadeth nie jest chore, Megadeth nie jest umierające, Megadeth nie jest martwe „The Sick, The Dying… And The Dead!” to świetny album!
Oś czasu Megadeth – nowa płyta trafia w lata 90.
Gdybym miał umieścić najnowszy album Megadeth na osi czasu to powiedziałbym, że idealnie wpisuje się w stylistykę zespołu z połowy lat 90. Na pewno nie jest to płyta tak ekscytująca i nafaszerowana buzującą energią jak chociażby kultowe „Rust in Peace”. Więcej tu z przebojowego „Countdown to Extinction” czy może nawet nieco więcej z późniejszego krążka „Youthanasia”.
Podobnie jak na tamtych świetnych płytach zespół wciąż potrafi (i robi to!) wcisnąć gaz do dechy i odpalić taki riff czy solówkę, że można złapać się za głowę. Dużo jest w tym jednak dobrze rozumianego wyrachowania – żeby docenić czad, musi być też miejsce na momenty spokojniejsze, a prawdziwy metalowy kunszt to nie tylko nieposkromiona agresja. To także umiejętność łączenia wody z ogniem i wściekłości z chwilą wyciszenia. To wszystko na „The Sick, The Dying… And The Dead!” niewątpliwe da się znaleźć!
CZYTAJ: JAMES LOMENZO OFICJALNIE POWRACA DO MEGADETH
„The Sick, The Dying… and The Dead!” – łagodnie na metalową modłę
Po takim wprowadzeniu nie powinno być dla słuchacza zaskoczeniem, że pierwszy – tytułowy – utwór nie rzuca nas od razu w sam środek metalowego huraganu. Wręcz przeciwnie. Tytułowy „The Sick, The Dying… And The Dead!” to utrzymany w średnim tempie numer, który dodatkowo wzbogacony jest o niezwykle łagodny, akustyczny środek, a także wysmakowaną, ale na pewno nie wirtuozerską solówkę. Całość jednak brzmi świetnie!
Ogólnie numerów utrzymanych w nieco wolniejszych tempach i ogólnie łagodniejszych (w thrash metalowym rozumieniu tego pojęcia!) jest na płycie całkiem sporo – w zasadzie wszystkie jednak czymś przyciągają uwagę i bronią się! Niezwykle klimatyczne „Dogs of Chernobyl” zachwyca łagodnym intro, utwór kipi później jednak od wspaniałych solówek, a końcówka to już prawdziwa jazda bez trzymanki.
SPRAWDŹ: DAVID ELLEFSON POPROSIŁ MEGADETH O NIEUSUWANIE JEGO ŚCIEŻEK BASOWYCH Z NOWEGO ALBUMU
Piętno Kiko Loureiro odciśnięte na Megadeth
W „Killing Time” palce niewątpliwie maczał Kiko Loureiro. Jego akustyczna gitara, a także wspaniałe solówki sprawiają, że z tego relatywnie prostego, ale przebojowego numeru robi się prawdziwa perełka. Ogólnie można odnieść wrażenie, że brazylijski wirtuoz gitary okrzepł jako członek Megadeth, co bez najmniejszych wątpliwości wyszło zespołowi na dobre.
Dość powiedzieć, że jest współautorem aż 8 z 12 kawałków na płycie, a jego piętno daje się wyraźnie odczuć. Warto też odnotować, że na poprzednim krążku, czyli „Dystopia” z 2016 roku wsparł Dave’a Mustaine’a kompozytorsko tylko w przypadku 3 utworów.
W „Mission to Mars” na pierwszy plan wysuwa się z kolei bas. Numer ten pokazuje kolejny wielki atut tej płyty, czyli jej brzmienie. To jest tłuste, mięsiste i bardzo klarowne. Świetnie się tego słucha. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że na „The Sick, The Dying… And The Dead!” Megadeth zastosowało kilka ciekawych dodatków. Obok wspomnianych już akustycznych elementów, są plemienne bębny w „Psychopathy”, czy elektronika we wspomnianym już „Mission to Mars”.
Megadeth to thrash metal – nie zapominajmy o tym!
Żeby jednak nie było, że Megadeth wydało jakąś akustyczno-elektroniczną popierdółkę to przejdźmy do konkretów, czyli numerów, które sprawiają, że każde metalowe serce zabije mocniej. Wszystkie single promujące krążek, czyli „Night Stalkers” z gościnnym udziałem Ice-T, „Soldier On” oraz „We’ll Be Back” być może nie oddają w pełni charakteru płyty, ale są bez wyjątku świetne.
Zagrane z pazurem, w zawrotnym tempie, nafaszerowane solówkami, riffami i pomysłami, którymi można by obdzielić tuzin innych kawałków. Mnie najbardziej siadł ten pierwszy – słychać w nim, że Dave Mustaine nie zapomniał, jak pisać naprawdę ekscytujące metalowe motywy. Z numerów, które nie były znane przed premierą moją uwagę przykuło „Célebutante”. Kawałek w bardzo dosadny sposób przypomina, że thrash metal w prostej linii wywodzi się z rebelianckiego punk rocka. Tyle energii u 60-letniego Dave’a? No nieźle! Każdemu można życzyć takiej formy!
Dave Mustaine nic nie musi, ale może wszystko
Z powyższego można wywnioskować, że mamy do czynienia z płytą co najmniej świetną i zaraz rzucę 10/10. Tak jednak nie będzie z prostej przyczyny. „The Sick, The Dying… And The Dead!” nie jest w żadnym wypadku albumem przełomowym. Wszystko to już gdzieś słyszeliśmy na tym czy tamtym albumie Megadeth. W żadnym wypadku nie jest to ostra krytyka z mojej strony! Trudno, aby po blisko 40 latach grania wciąż tryskać pomysłami i na każdym kroku zaskakiwać. Wydaje mi się, że nikt też tego nie oczekuje.
Dave Mustaine swoje dla metalu już zrobił i w zasadzie mógłby już w życiu nie wziąć gitary do ręki, a i tak miałby status prawdziwej legendy. Tym bardziej cieszę się, że nowa płyta Megadeth to nie odcinanie kuponów czy zbiór utworów napisanych na kolanie z myślą „byle coś wydać”. Absolutnie tak nie jest, a na krążku każdy wieloletni fan składu znajdzie coś dla siebie.
Pobieranie nowej płyty Megadeth z torrentów
Pamiętam, że pierwszą płytą Megadeth, na której premierę świadomie czekałem było „The System Has Failed”. Ściągnąłem ją z Internetu (wszyscy wtedy tak robili!) i zachwyciła mnie. Do dziś pozostaje moim ulubionym wydawnictwem zespołu w XXI wieku. Gdybym jednak dziś postanowił ściągnąć „The Sick, The Dying… And The Dead!” z torrentów czy innych nielegalnych źródeł, to nie żałowałbym ani megabajta transferu i ani minuty oczekiwania. Nie zrobię tego rzecz jasna, ale płyta na pewno zagości w mojej kolekcji z prawego źródła rzecz jasna i do czego także zachęcam.
I już dziś wiem, że z przyjemnością będę do niej wracał. „The Sick, The Dying… And The Dead!” to po prostu bardzo dobra płyta! Rzekłem.
Oficjalna strona Megadeth: https://megadeth.com/the-sick-the-dying-and-the-dead/
Lista utworów na płycie Megadeth – „The Sick, The Dying… And The Dead!”:
- The Sick, The Dying… And The Dead!
- Life In Hell
- Night Stalkers (feat. Ice T)
- Dogs Of Chernobyl
- Sacrifice
- Junkie
- Psychopathy
- Killing Time
- Soldier On!
- Célebutante
- Mission To Mars
- We’ll Be Back
4 komentarze
Ależ to jest dobre. Nie spodziewałem się czegoś tak świeżego, dobrze brzmiącego. Pięknie się starzejesz Panie D. Mustainie.
jestem tego samego zdania, co kolega wyżej Mrock. Album genialny! Dzisiaj ze swiecą szukać tak doskonałych dzieł:)
Świetne, energetyczne i odrobinę nostalgiczne (ten stary dobry trash lat 90…) W wieku 50+ dzięki takim płytom stałem się „piwniczakiem”. Jak coś mnie podkurwi w chacie, biorę vapka, Komesa i udaję się do mojej „mens cave” Tam już niezłe audio i … po godzinie wszystko spływa ?
Piękna muzyka! Już po pierwszym przesłuchaniu wiem, że to będzie mój album roku…jak nie dwóch…