Są takie płyty, przy których łeb sam zaczyna się kiwać, a nóżka podrygiwać do rytmu. Jedną z takich płyt jest imienny debiut grupy Violent Answer. Od pierwszych taktów daję się wciągnąć przez tę muzykę. Kolejne dźwięki sprawiają, że zaczyna we mnie narastać skrajna agresja. Ale przecież o to chodzi w muzyce metalcore’owej. Choć zespół sam o sobie pisze, że gra nu-hardcore. Czyli, że co, tak właściwie? Sprawdźmy.
Violent Answer to młody skład na polskiej scenie
Zespół powstał w Poznaniu w maju 2019 roku z inicjatywy gitarzysty Filipa Szuby oraz grającego na perkusji Karola Gemborowskiego. Niedługo potem do formacji dołączył wokalista Marcin Werner. Grupa błyskawicznie przystąpiła do prac nad autorskim materiałem.
W okresie wakacyjnym 2019 roku pojawiły się pierwsze dema utworów. Zespół uzupełnili drugi gitarzysta Maksym Kulej oraz basista Aleksander Czurko. Choć Violent Answer jest młodym tworem na polskiej scenie, w skład formacji wchodzą osoby mające doświadczenie sceniczne – obecni oraz byli członkowie zespołów Heresy Denied, Shallow Retrospection oraz It Follows.
Sami o sobie piszą, że muzykę Violent Answer charakteryzują wysokie, krzyczane wokale, ciężkie hardcorowe riffy oraz złożoność kompozycji. Muzycy zapewniają, że nie brakuje u nich breakdownów, blast-beatów czy gwałtownych zmian tempa, a wśród swoich inspiracji wymieniają głównie scenę australijską oraz amerykańską.

Skład zespołu:
- Filip Szuba – gitara prowadząca
- Karol Gemborowski – perkusja
- Marcin Werner – wokal
- Aleksander Czurko – bas
- Maksym Kulej – gitara rytmiczna
Kilka faktów o mini-albumie „Violent Answer”
Na imienną EP-kę Poznaniaków składa się sześć utworów, które dają słuchaczom niecałe dwadzieścia dwie minuty muzyki. Niewiele. Ale niestety to główna wada wszystkich mini-albumów – zbyt szybko się kończą. Z tego powodu nie przepadam za tego typu wydawnictwami. Zanim się człowiek wkręci i rozbuja, to płyta zdąży się skończyć. A jak jest dobra to pozostawia z poczuciem cholernego niedosytu. I właśnie tak wygląda sytuacja z „Violent Answer”. Choć z drugiej strony, lepiej wydać nieco mniej starannie dopracowanego materiału, niż zaryzykować wypuszczenie czegoś na siłę. Ale odłóżmy filozofowanie na bok i skupmy się na konkretach.
Do dwóch kawałków z imiennego krążka, przygotowane zostały teledyski. Mowa o „No One To Follow” oraz „Early Days”, do których jeszcze wrócę. Wraz z drugim klipem do Internetu trafiło całe wydawnictwo. Za jego miks i mastering odpowiada Lance Prenc, który realizował nagrania takich zespołów jak Alpha Wolf, Dealer czy Polaris.
O okładce „Violent Answer” słów kilka
Gdy przyglądam się okładce płyty mam mieszane uczucia. Nie dlatego, że jest nieciekawa czy słaba. Podoba mi się jej minimalistyczna estetyka. Ale nie w tym rzecz. Uważam, że grafika zdobiąca debiut Violent Answer może być w dużym stopniu myląca. Z czym kojarzy Wam się skrót V.A.? Mi wyłącznie z określeniem „various artists”, czyli bardzo powszechnym podpisem używanym przy określeniu wszelkiego rodzaju składanek utworów różnych wykonawców. Gdybym zobaczył płytę na półce to przypuszczalnie omiótłbym ją wzrokiem i nawet nie wziąłbym do ręki. Uznałbym, że to kolejna składanka, których z założenia nie trawię. Wiem, być może sporo tracę, ale tak już mam.
Pora przyjrzeć się zawartości „Violent Answer”
Płyta rozpoczyna się krótkim wprowadzeniem, czujnie zwiastującym nadchodzącą rozwałkę: bliżej nieokreślone, narastające dźwięki gitar, pojedyncze bicia bębnów, wywrzeszczana linijka tekstu, dziura i… utwór wybucha tłumioną przez chwilę wściekłością. Znacie to doskonale, prawda? Bardziej krytyczne osoby powiedzą, że metalcore zjadł swój ogon dawno temu. Fani tego podgatunku z pewnością docenią Violent Answer za to, że grupa zawarła w swojej muzyce jak najlepsze patenty podpatrzone u starszych kumpli po fachu.
Dalej jest tylko lepiej
Muzyka jest chwytliwa i błyskawicznie wpada w ucho. A zapewnienia o breakdownach, blast-beatach i gwałtownych zmianach tempa mogę jedynie potwierdzić. I jakkolwiek dziwnie to zabrzmi w przypadku kapeli metalcore’owej – kawałki zawarte na EP-ce są nieprzekombinowane. Już wyjaśniam. Są zespoły, które w swoich utworach próbują upychać niezliczone ilości mniej lub bardziej trafionych pomysłów: a to jakąś elektronikę, a to komputerowe efekty na wokalu, a to inne (na ogół zbędne) dodatki. Doceniam, że Violent Answer nie bawią się w podobne wymuszone „upiększenia”. Co nie oznacza, że w muzyce grupy brakło miejsca na odrobinę zaskoczenia.
Do muzyki Violent Answer wkrada się kilka nietypowych elementów
Nietypowych, jak na metalcore, należy dodać. Tu dochodzimy do kawałka „Vanitas”, w którym zespół sięga miejscami po bardziej hardcorowe, w tym kontekście klasyczne zagrywki. Momentami, w utworze trafia się również słowotok przywodzący na myśl rapcore’owe nawijki.
Kolejną miłą odmianą od wściekłej nawałnicy jest wspomniany wcześniej „Early Days”. Zaczyna się podobnie, jak inne kawałki, jednak znalazło się w nim miejsce na odrobinę melodii w refrenie i… chórki. Ledwo, ledwo zaakcentowane, mocno schowane za głównym wokalem, ale jednak.
I myślę, że właśnie z racji tych „wtrąceń” odstających od metalcore’owych standardów, zespół określa swoją muzykę mianem nu-hardcore. Trochę na wyrost, ale niech będzie. Kupuję to.
Czy płyta „Violent Answer” ma jakieś wady?
Poza tymi wynikającymi z formuły mini-albumu, jako takiego? W zasadzie jedną. Stojący za mikrofonem Marcin Werner momentami wpada w swojej wokalizie, moim zdaniem, w nazbyt histeryczną manierę. Najwyraźniej słychać to we wstępie, nota bene świetnego, „Intoxicated” i w kilku dalszych fragmentach płyty. Rozumiem, że taka estetyka, ale w tych nadmiernie wysokich rejestrach jest coś troszkę karykaturalnego. Traci się moc i wściekłość w głosie, a zostaje właśnie histeria.
Na szczęście szybko ustępuje ona jadowi, który obficie wylewa się przy każdym kolejnym słowie wypluwanym przez wokalistę. Jak w świetnym „Rest In Hatred”, w którym Marcin prezentuje całe spektrum swoich możliwości. Od (zbyt) wysokich dźwięków, poprzez wściekłe „doły”, a na krzyku z głębi trzewi kończąc. Summa summarum: za wokale – kciuk w górę.
W tym miejscu pochwalę również szeroko pojętą produkcję krążka. Bez względu na to gdzie i w jaki sposób słuchałem płyty, wszystko brzmiało, jak należy – nowocześnie i klarownie. Może podciągnąłbym nieco bas, ale to detal.
Album „Violent Answer” zamyka mój faworyt
Mowa o „No One to Follow”, który grupa wybrała na jeden z singli promujących EP-kę. A dlaczego ten kawałek, moim zdaniem, wyróżnia się na tle pozostałych? Z racji nieco niepokojącego klimatu, który udało się grupie wyczarować pod koniec.
Szkoda, że utwór urywa się gwałtownie zostawiając słuchacza z poczuciem ogromnego niedosytu. Aż prosiłoby się o rozciągnięcie ostatniego motywu i obudowanie wokół niego jeszcze kilku minut muzyki. Płynącej powoli i przechodzącej delikatnie w stan uśpienia. Szkoda, że tego zabrakło. Byłby to wręcz idealny finał ciekawej płyty.
Czas streścić recenzję „Violent Answer” w kilku zdaniach podsumowania
Choć, tak właściwie, podsumowanie tekstu zostało zawarte w jego tytule. Nie słuchajcie tej płyty w samochodzie, bo niebezpiecznie zbliżycie się do scen znanych z niesławnej gry Carmageddon. Noga bezwiednie dociśnie pedał gazu niebezpiecznie mocno do podłogi, a Bogu ducha winni przechodnie zaczną uciekać w popłochu.
A ekipie Violent Answer pozostaje życzyć, by ich kolejny materiał utrzymał poziom debiutu. Jest dobrze i z chęcią sięgnę po kolejną płytę.
Przydatne linki:
Facebook | Instagram | Spotify | YouTube

Lista utworów:
1. Basics
2. Intoxicated
3. Vanitas (feat. Dariusz Urbański)
4. Rest in Hatred
5. Early Days
6. No One to Follow (feat. Bartosz Jankowski)
Materiał sponsorowany