RECENZJE

Recenzja: Saratan – Martya Xwar

martya
Koncert zespołu Faun

Wydaje mi się, że Polska jest muzycznie kojarzona głównie z solidnymi kapelami grającymi black i death metal. Między młotem a kowadłem przycupnął sobie jednak jeden z niewielu thrash metalowych zespołów z naszego kraju, który jest prawdziwą perłą na niwie tego agresywnego gatunku. Mówi się, że trzeci krążek wystawia prawdziwe świadectwo kapeli. A tak się składa, że krakowianie z Saratan sprezentowali swoim fanom właśnie trzecią płytę. Sukcesor „Antireligion” (z 2010 roku) nosi tajemniczy tytuł „Martya Xwar” i przynosi niespełna czterdzieści minut epickiej, thrashowej uczty!

Orientalny, instrumentalny wstęp „Taj-e Sahra” to prawdziwy majstersztyk! Uwielbiam brzmienie wschodnich instrumentów, a te dominują w introdukcji do „Martya Xwar”. „Taj-e Sahra” przechodzi w „Mastema” i nie mamy wątpliwości – Saratan jest w formie, a ich trzeci krążek to ukoronowanie dziesięcioletniej historii. Zabójczo szybka perkusja, brutalne riffy i lawa wylewana z gardła Jarka Niemca są powalające. Ciężko uwierzyć, że tyle solidnego hałasu generuje zaledwie trzech muzyków! Szybkie, techniczne numery („Verminous Disease”, „God That Disappears”) przeplatane są bardziej stonowanymi, wolniejszymi utworami (monumentalny, ponad siedmiominutowy „Silent Sound Of Mourning” z genialnymi, niepokojącymi klawiszami za każdym razem powoduje u mnie ciarki, czy nasycona orientalizmem, instrumentalna „Asmodea”). „Martya Xwar” to bardzo eklektyczny krążek. Thrashowa konwencja idealnie współgra z orientalnymi wstawkami i kobiecymi wokalizami. Płytę można w pewnym sensie podzielić na dwie części. „Mastema” oraz „Verminous Disease” to bardziej klasyczne, thrashowe granie, natomiast od „Ba’al Zevuv” aż do ostatnich dźwięków „Asmodea” obcujemy z bardziej wysublimowaną hybrydą ciężkiego grania z klimatycznymi motywami.

Wielkim plusem krążka jest jego długość – trzydzieści siedem minut to według mnie idealny czas trwania płyty. Osiem kompozycji nie zdąży zamęczyć słuchaczy, a gdy tylko całość płyty się skończy – można wybrać ulubione numery i odtworzyć je raz jeszcze. Moimi faworytami na „Martya Xwar” są „Silent Sound Of Mourning” oraz „The Sacred Path Of Martya Xwar”, jednak cały krążek jest bardzo równy.

Brzmienie „Martya Xwar” jest bardzo selektywne i potężne. Ciężkie partie brzmią niezwykle agresywnie, a instrumentalne wstawki – złowieszczo. Jest więc jak należy i za to należą się tercetowi z Krakowa gromkie brawa. Podpisanie kontraktu z niemieckim Massacre Records może zwiastować Saratan passę sukcesów, a wydanie tak dobrego krążka tylko mnie w tym utwierdza. Kibicuję tej kapeli i mam nadzieję, że jeszcze nieraz o niej usłyszymy! Polecam!

martya-xwarTrack lista:

01. Taj-e Sahra
02. Mastema
03. Verminous Disease
04. Ba’al Zevuv
05. Silent Sound Of Mourning
06. The Sacred Path Of Martya Xwar
07. God That Disappears
08. Asmodea

 

 

 

 

 

 

 

Autor: Tomasz Kulig

Data publikacji: 2012

Podobne artykuły

Recenzja: Megadeth – „The Sick, The Dying… And The Dead!”, czyli ofiara wszystkich plag egipskich

Szymon

Recenzja: Batushka – „Raskol/Раскол”, czyli wyrób batushkopodobny

Paweł Kurczonek

Recenzja: Vedonist – A Clockwork Chaos

Tomasz Koza

Zostaw komentarz