Dobra pogoda 21 czerwca 2010 nastrajała optymistycznie na nadchodzący dzień. I słusznie. W ten dzień właśnie odbyć się miał pierwszy z zaplanowanych dwóch koncertów DevilDriver w Polsce, w Krakowie w klubie „Loch Ness’. Miał to być debiut na tej mini-trasie po naszym kraju Amerykanów w roli head-liner’a w państwie Lecha, wszak niejeden pamięta ich krótki występ na „Torwarze” przed Slipknot. Oczekiwania były spore, wiadomo, ekipa Deza to czołówka nowoczesnego metalu. Jak zatem wypadł pierwszy występ tej pierwszoligowej gwiazdy metalu w ich debiutanckim występie w grodzie Kraka?
Wypadł więcej niż przyzwoicie. Zespół metalnews.pl w stałym składzie Tomasz Koza i Grzegorz Żurek miała drobne problemy ze znalezieniem klubu, mimo jego dogodnej lokalizacji (blisko dworca i galerii handlowej), ale mówiliśmy sobie : „Spokojnie, będzie poślizg, zawsze takowe są na koncertach”. Tu nastąpiła pierwsza niespodzianka tego poniedziałkowego wieczoru. Organizacja była sprawna jak w szwajcarskim zegarku i jeden z supportów, grupa Malefice wyszła na scenę równo o planowej godzinie 19:00. Ich krótki występ wypadł całkiem zgrabnie, garstka ludzi pod sceną bawiła się przednio. No właśnie garstka i tu trzeba przejść do niespodzianki numer dwa. Zawiodła frekwencja. „Loch Ness” nie pękało w szwach, nie dam sobie uciąć ręki za to czy było chociaż z 200 ludzi…
Chwila przerwy i na scenę wkroczyli Kanadyjczycy z 3 Inches of Blood. Ich specyficzna muzyka łącząca power metal z klasycznym metalem i dozą ekstremy (głównie w postawieniu na speed) relatywnie rzecz ujmując porwała wiarę w tan. Ich występ był bardzo energetyczny i trzeba przyznać rozruszał publikę. Można ich lubić lub nie, ale na scenie dali z siebie wszystko. Jeszcze tylko kolejna chwila oczekiwania (dosłownie chwila – tak jak wspomniałem wyżej organizacja stała na niesamowitym poziomie) i na deski klubu wyszła gwiazda wieczoru, panie i panowie –DevilDriver!
Gdy tylko ekipa Deza wyszła na scenę w „Loch Ness” zaczął się prawdziwy amok. Frontman DevilDriver widząc co dzieje się w klubie co chwilę powtarzał, że spędza świetnie czas i na pewno zjawi się jeszcze z ekipą w Krakowie. Fani pokazali, że nawet niezbyt liczny tłum potrafi wykrzesać ogień i nieziemsko przyjąć swoich idoli. Ze sceny poszły największe hity zespołu, acz jedynym moim zastrzeżeniem jest za mała ilość w secie utworów z ich ostatniej płyty, w moim mniemaniu najlepszej w dyskografii DevilDriver „Pray for Villains”. Podczas występu nie zabrakło oczywiście circle pitu. 55 minut zleciało niesamowicie szybko i zespół zszedł ze sceny. Niestety bisów się nie doczekaliśmy, kolejnym zdziwieniem był dla mnie fakt iż do publiczności powędrowała tylko… jedna kostka. Zespół jednak odrobił wszystko w polu, ekipa DevilDriver wyszła 20 minut po zakończeniu występu do pozostałych w klubie fanów, pozując do zdjęć i dając autografy. Na koniec słowem rzeknę tylko o nagłośnieniu koncertu – tu pan kręcący gałkami się nie spisał. Deza ledwo było słychać, gitary też bulgotały sobie gdzieś w tle…
Reasumując – koncert jak najbardziej na plus. Może i faktycznie trochę za krótko, ale co z tego skoro dane nam było porozmawiać po występie ze swoimi idolami. W klubie „Loch Ness” panował nastrój metalowego pikniku, atmosfera była naprawdę uprzejma (kto teraz powie, że „brudasy” to niekulturalne zjadacze kotów?) a organizacja show stała na światowym poziomie. Oby więcej takich metalowych nocy w naszym kraju, oby więcej.
Setlista DevilDriver:
1. Nothing’s Wrong?
2. Pray For Villains
3. These Fighting Words
4. Before The Hangman’s Noose
5. Clouds Over California
6. Fate Stepped In
7. Not All Who Wander Are Lost
8. Grinfucked
9. I Could Care Less
10. End Of The Line
11. Meet The Wretched
12. Hold Back the Day
13. I Dreamed I Died
Kraków, 21.06.2010
tekst: Grzegorz Żurek
zdjęcia: Tomasz Koza