Phil Demmel, były gitarzysta Machine Head, był w sobotę gościem podcastu Talk Toomey. Część rozmowy dotyczyła rozstania z zespołem, do którego doszło jesienią ubiegłego roku. Poniżej prezentujemy Wam przetłumaczone fragmenty wywiadu:
Nie zamierzam obgadywać Robba i naszego rozstania. Uważam go za świetnego muzyka, a lata spędzone w Machine Head za wspaniałe. Po prostu ostatnich kilka takimi nie było. Przestaliśmy funkcjonować jak dotychczas.
Jak wyznał muzyk, w pisanie ostatniego albumu, „Catharsis”, był minimalnie zaangażowany.
Z tego co ja napisałem podoba mi się niewiele. Napisałem większość muzyki do „California Bleeding”… A potem Robb dodał do niej swoje słowa. Siedziałem potem i mówiłem Dave’owi „Cholera, chciałbym z powrotem swoje riffy!”. Nie tak powinny zostać wykorzystane. Zespół stał się solowym projektem Robba. Nie chcieliśmy się pod tym podpisywać. Po czasie wszystko sprowadzało się jedynie do odbierania czeku. I stresu, aby nie powiedzieć tego czy tamtego. „Rób to”, „nie rób tego”, „nie stój tam”, „nie śpiewaj z publiką”.
Wokalista Machine Head, Robb Flynn, o rozstaniu z dwoma wieloletnimi członkami zespołu poinformował w opublikowanym na Facebook’u oświadczeniu. Wspomniał w nim wówczas, że „jako ludzie dorastali wspólnie. Jednak muzycznie dorastali osobno”.
Sposób w jaki ja pamiętam naszą ostatnią rozmowę… Sądzę, że ze strony Robb’a było to tak skończone, jak z mojej. Trochę jak „Hej, może powinniśmy iść na jakąś terapię”, podczas gdy obie strony wiedzą, że to i tak koniec. Wydaje mi się, że zrobiłem mu swego rodzaju przysługę odchodząc. On wierzył w swoje słowa. Tak to teraz wszystko rozgrywa. I z tego powodu zespół nie mógł już tak dłużej funkcjonować.
Choć Machine Head posiada obecnie dwóch stałych członków, nadal pozostaje w stanie aktywności.
Nie było wątpliwości, że Robb pociągnie to dalej. Zwłaszcza, jeśli mówimy o pozycji gitarzysty. Sądzę, że odbędzie się to na zasadzie „podepnij się i zagraj”. Chociaż niemało przyczyniłem się w procesie twórczym pięciu płyt. No dobra, czterech – nie chcę liczyć ostatniej. Ale „The Blackening”, „Locust”… Wyglądałyby zupełnie inaczej bez mojego udziału.
Phil Demmel odniósł się ponadto do ostatniej wspólnej trasy:
Miałem nadzieję, że znajdą kogoś na moje miejsce. Ale wtedy Dave przyszedł do mnie i powiedział: „Nie mam zamiaru brać udziału w trasie. Chyba że z tobą”. Gdyby nie Dave, trasa zostałaby odwołana. Więc pojechaliśmy w ostatnią trasę. Było bardzo niezręcznie. Robb i ja nie rozmawialiśmy w ogóle. Nie byliśmy wobec siebie złośliwi. Po prostu nie rozmawialiśmy. A jeśli zdarzyło nam się na scenie, było to wymuszone.
Phil Demmel był gitarzystą Machine Head w latach 2003 – 2018.
Po odejściu reaktywował uformowaną w połowie lat 90. grupę Vio-lence. Gitarzystę zobaczymy ponadto na nadchodzącej trasie Slayera w roli muzyka koncertowego.
Źródło: blabbermouth.net / Fot. Materiały promocyjne