Zawsze i wszędzie. Tak zwyczajnie i najnormalniej. Wzorca, autorytetu, przewodnika, Pana, myśli, słowa nam potrzeba bez ustanku.
Będąc małym chłopcem odkąd pamiętam imponowali mi bohaterzy filmowi, książkowi czy komiksowi z Brucem Lee i Thorgalem na czele. Sportowcy i aktorzy. Potem naturalną pałeczkę przodownictwa przejęli muzycy: Kerry King, Mike Patton czy Danzig… aż nadszedł czas, w którym zacząłem zwracać uwagę na czyjeś czyny czy postawy, idee czy ideologie, styl życia i cel. Tak zaczęła się moja ewolucja muzyczna hardocore’owo metalowa.
Każdy przeżył fascynację „Rambo”, „Rockym”, „Klossem” czy „Commando” to w męskim wydaniu. Dziewczynom zostawała bajka „Dirty Dancing” czy „Pretty Woman”. Ale nie każdy zwracał uwagę na problemy tego świata. Nie każdy zetknął się z ekologią, postawą straight edge, wegetarianizmem, walką z system, korporacyjnym porządkiem świata a to wszystko poznałem dzięki muzyce! Nie mam pojęcia co może teraz imponować. Mogę jedynie żywić nadzieję, że jeszcze takie podejście nie odeszło do lamusa.
Być może demonizuje ale ten świat w moich oczach potrzebuje zbawcy. Zwłaszcza teraz gdy w głównej roli występuje kryzys. Ekonomiczny, jednostki, tożsamości-słowem kryzys po całości… przecież Bóg ani inny Szatan go nie zbawi, nie uwolni czy potępi. Jeśli sami tego nie zrobimy nikt tego świata nie uratuje. A to wszystko przez Megadeth i numer „The World Needs a Hero” i napis na koszulce mojego kumpla „mam wyjebane”. Otóż wbrew pozorom ja jakoś nie mam :).