RECENZJE

Recenzja: Batushka – „Raskol/Раскол”, czyli wyrób batushkopodobny

Batushka Raskol recenzja
Koncert zespołu Faun

Rozłam rozłamem, emocje emocjami, przepychanki przepychankami, a rzeczywistość rzeczywistością. Fani otrzymali właśnie od Bartłomieja Krysiuka i jego Batushki mini-album z premierowym materiałem.

Końca telenoweli pod tytułem „Batushka kontra Батюшка” nie widać, więc zostawmy na boku dyskusję na temat tego, co kto mógł, bądź nie mógł zrobić, kto z jakiego powodu jest cool, a kto nie. Pora przekonać się, co do powiedzenia ma Bart na nowej EP-ce jego Batushki”.

Na „Raskol/Раскол” składa się pięć utworów

Opatrzone zostały wspólnym tytułem „Irmos/Ирмос”, a (wzorem „Litourgiyi”) różnią się jedynie numeracją. Samo słowo „irmos” wiąże się z bizantyjską tradycją liturgiczną. Pochodzi od greckiego czasownika oznaczającego powiązanie lub połączenie. Z kolei tytuł mini-albumu oznacza rozłam bądź podział. Jedno z drugim zdaje się wzajemnie wykluczać. Ale to tylko pozory.

W zapowiedzi płyty mogliśmy przeczytać, iż utwory zawarte na „Raskol/Раскол” stanowią opowieść opartą na tekstach zawartych w Sticherarionie. To księga, która została wyłączona w XVII wieku z powszechnego obrządku liturgicznego. Było to jedną z przyczyn Wielkiej Schizmy – rozłamu w Kościele Prawosławnym. Złośliwi stwierdzą zapewne, że oznacza to raczej „schizmę” w Batushce. Sam zespół również zaznacza, że i owszem, tytuł także odnosi się do obecnej sytuacji na froncie „Drabikowski – Krysiuk”.

Z kolei irmos jest łącznikiem pomiędzy treściami zawartymi w Biblii, a kanonem, czyli złożonym, rozbudowanym hymnem śpiewanym w kościołach obrządku wschodniego. Tak więc, na minialbumie otrzymujemy hymn będący swobodną interpretacją tekstów zawartych w księdze wycofanej z powszechnego użycia. Mamy więc i rozłam, i połączenie.

[newsletter]

Kilka słów o okładce „Raskol/Раскол”

Szatę graficzną wydawnictwa przygotował podlaski artysta – Maciej Szupica. Uważam, że z zadania wywiązał się bardzo dobrze. Okładka zdobiąca omawiany krążek, z jednej strony zrywa z wyeksploatowaną (przez obie Batushki) estetyką ikonograficzną, a z drugiej strony nie pozostawia wątpliwości, z jakim zespołem mamy do czynienia. Jednocześnie daje duże pole do interpretacji. Część odbiorców będzie na okładce widzieć Rasputina – jednego z najbardziej tajemniczych i zarazem wpływowych ludzi za czasów cara Mikołaja II. Być może niektórzy dopatrzą się na grafice postaci Krzysztofa Drabikowskiego, zadźganego przez byłych kumpli z zespołu. Możliwe również, że ktoś inny będzie mieć zupełnie inne skojarzenia.

Do pełni szczęścia brakuje mi we wkładce tłumaczenia tekstów zawartych na płycie. Taki zabieg stosuje na przykład Non Opus Dei. Dzięki temu, przekaz albumu staje się bardziej czytelny i bardziej zrozumiały dla osoby nieznającej danego języka. A zważywszy, że „Raskol/Раскол” oparta jest na dość interesującym koncepcie, wręcz prosi się o to, by przybliżyć go słuchaczom.

Powiązane artykuły:

Sprawdźmy, co Batushka ma do powiedzenia na „Raskol/Раскол”

Zespół zapowiadał powrót do korzeni i podkreślał rozszerzenie klimatu zawartego na debiucie (czytaj: płycie „Litourgiya” z 2015 roku) o nową formę mrocznych, klasztornych dźwięków. Buńczuczne zapowiedzi zawierające w sobie słowa „powrót” i „korzenie” zwykle nijak nie mają się do rzeczywistości, więc i do zapewnień „krysiukowej Batushki” podszedłem sceptycznie.

Przechodząc do właściwej części recenzji, pozwolę sobie przytoczyć pewien komentarz, który pojawił pod naszym artykułem zapowiadającym EP-kę. Jeden z internautów zapytał czym te kawałki różnią się od poprzednich? Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać: „Datą premiery”.

Nie będę udawał, że pod koniec lipca miałem inne odczucia. Dwa opublikowane wówczas utwory nie ruszyły mnie na tyle, bym na „Raskol/Раскол” czekał ze szczególnym utęsknieniem.

Batushka na „Raskol/Раскол” podąża drogą wyznaczoną na „Hospodi”

Tematyka płyty jest, rzecz jasna, nieco inna, lecz forma przekazu pozostała właściwie bez zmian. Chóralne zaśpiewy wplecione zostały w dość schematyczny black metal zaserwowany z ciekawszymi wstawkami. Zabrakło jednak, podobnie, jak w przypadku „Hospodi”, dopracowania materiału. Gdy wracam do krążka „Litourgiya”, największą uwagę zwracam na ozdobniki i smaczki, jakimi okraszono płytę. Te wszystkie dzwonki i kołatki nadające albumowi mszalnego, nieco mistycznego charakteru. Zabrakło ich na „Hospodi” (choć wiem, że koncept płyty był nieco inny), próżno ich również szukać na „Raskol/Раскол”. Nie uważam więc, by zespół wywiązał się z obietnicy powrotu do korzeni i nagrania płyty stojącej na równi z krążkiem „Litourgiya”.

Kuleje również brzmienie na mini-albumie Batushki

Niby jest odpowiednio „mięsiste” i ciężkie, jednak moim zdaniem przydałoby się wydobyć „mnisie” zaśpiewy bardziej na pierwszy plan. Schowanie ich w miksie za mętną ścianą gitar i skrzekliwym wrzaskiem wokalisty sprawia, że szeroko rozumiany „cerkiewno-liturgiczny” klimat muzyki coraz bardziej zanika. Idąc tą drogą, może okazać się, że następny album Ba(r)tushki zupełnie zatraci charakter pierwowzoru.

Kilka słów o najlepszych momentach na „Raskol/Раскол”

Najlepiej wypadają te fragmenty, w których zespół zostawia dość toporny black metal za sobą i wchodzi w posępne, podniosłe doomowe klimaty. Równie interesujące są momenty, w których muzycy całkowicie porzucają metal na rzecz klimatycznych, oszczędnych zagrywek dających czas na złapanie oddechu. Bądź chwilę kontemplacji, biorąc pod uwagę, że mowa jest o płycie osadzonej bardzo mocno w tradycji sakralnej. Tu wyróżnia się bardzo zgrabne wyciszenie w „Irmos III”. Ten fragment brzmi, jak dalekie echo środkowej części świetnego „The Whore, The Cook and The Mother” My Dying Bride.

Pewne novum w muzyce Batushki dostajemy na początku utworu opatrzonego numerem „IV”. Zaśpiew kojarzący się nieco z nawoływaniem muezina, nadaje kompozycji delikatnie bliskowschodniego (czy też „arabskiego”, jak kto woli) sznytu. Niestety zespół dość szybko wraca na znane tory mało interesującego, ciachanego black metalu.

Warto sięgnąć po „Raskol/Раскол”?

W innej recenzji, inny autor zauważył, że płyta nie nudzi i nie irytuje. Jego zdaniem, krótki czas trwania „Raskol/Раскол” sprawia, że słuchacz po prostu nie zdąży się znudzić. Fakt ten wymienia, jako zaletę płyty. Ja będę bardziej krytyczny.

Podsumowując najnowsze dziecko Batushki jednym słowem, najbardziej odpowiednie wydaje mi się określenie „monotonna”. Utwory wycięte są z jednego szablonu: trochę doomowych zagrywek, trochę black metalu i trochę klimatycznych wstawek. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to dość zróżnicowane połączenie. Niestety tak nie jest. Doom metalowe fragmenty drażnią wręcz prostackimi liniami perkusji, a batushkowy black metal jest niezbyt oryginalny. W efekcie wszystkie utwory zlewają się w jedną, mało interesującą całość.

Słowo na niedzielę, czyli dwa słowa o „projekcie Batushka”

Podtrzymuję opinię, którą wyraziłem w recenzjach albumów „Panichida” i „Hospodi”. Batushka (Батюшка), w pierwotnym założeniu, miała być jednorazowym projektem. Pomysłodawca, czyli Krzysztof Drabikowski, nie miał w planach grania koncertów, ani tym bardziej wydawania kolejnej płyty. Wyszło, jak wyszło. A słuchając niezbyt oryginalnej muzyki serwowanej przez obie strony konfliktu, myślę sobie, że może faktycznie lepiej by było, gdyby Batushka skończyła się na „Kill ‘em All”. Pardon, na „Litourgiyi”.

Batushka Raskol okładka płyty
Batushka – „Raskol/Раскол” (2020)

Tracklista Batushka „Raskol/Раскол”:

01. ИРМОС I / IRMOS I
02. ИРМОС II / IRMOS II
03. ИРМОС III / IRMOS III
04. ИРМОС IV / IRMOS IV
05. ИРМОС V / IRMOS V

Podobne artykuły

Recenzja: Frontside – Teoria Konspiracji

Tomasz Koza

Recenzja: Ozzy Osbourne – „Ordinary Man”, czyli zwykły album niezwykłego artysty

Szymon

Recenzja: British Lion – „The Burning”, czyli odpoczynek po pracy w korpo

Szymon

Zostaw komentarz