RECENZJE

Recenzja: Metallica „S&M2” – A na co to? A komu to potrzebne?

Okładka płyty SM2 zespołu Metallica

Nie mam nabożnego stosunku do pierwszego „S&M”. W żadnym wypadku nie uważam, że jest to złe wydawnictwo – wręcz przeciwnie. Wracam do niego dość często i chętnie, ale raczej do poszczególnych numerów niż do albumu jako całości. W wielu przypadkach uważam, że aranże się rozjeżdżają – orkiestra gra sobie, a zespół sobie. Są jednak kawałki, które łącząc potęgę 100-osobowej orkiestry i metalowego bandu brzmią wprost oszałamiająco i wspaniale.

Biorąc to pod uwagę, na „S&M2” czekałem z ciekawością, ale raczej z umiarkowanym entuzjazmem. Czy już po premierze mój lekki sceptycyzm udało się Metallice i orkiestrze symfonicznej z San Francisco pokonać? No cóż… i tak i nie.

[newsletter]

„S&M2” – to na pewno nie jest odgrzanie starego kotleta

Pierwszym zarzutem, z którym Metallica musi walczyć w zasadzie od chwili wydania drugiego albumu, jest sprzedanie się. W przypadku „S&M2” nie można jednak mówić o odgrzewaniu starego kotleta czy próbie sprzedania jeszcze raz tego samego. Już pobieżne spojrzenie na setlistę pozwala stwierdzić, że występ Metalliki z orkiestrą symfoniczną z 2019 roku zasadniczo różni się od tego zagranego 20 lat wcześniej.

Powtarza się połowa utworów i to raczej tych najbardziej oczywistych. Trudno wyobrazić sobie jakikolwiek koncert Metalliki bez „One”, „Enter Sandman”, czy „Master of Puppets”. Te utwory również na „S&M2” się pojawiają. Ale obok nich znaleźć można wiele mniej oczywistych wyborów, a także utworów późniejszych – z płyt wydanych po pierwszym „S&M”. Za to duży plus dla Metalliki – koncert na pewno nie jest odegraniem tego samego, co dwie dekady temu.

Dodatkowo nawet w powtórzonych numerach najczęściej aranż orkiestry został zmieniony. Czasem subtelnie, czasem całkowicie. Na koniec nie można nie wspomnieć również o tym, że na „S&M2” również orkiestra dostaje swoje 5 minut, a zespół ustępuje jej pola, aby mogła zaprezentować się w pełnej okazałości.

W tym kontekście wydawnictwo na pewno trudno uznać za odgrzanie kotleta. Owszem – pomysł jest ten sam, ale realizacja jest zasadniczo inna.

Przeczytaj inne artykuły na temat Metalliki:

Metallica z orkiestrą symfoniczną – zaczyna się trzęsieniem ziemi

Początek „S&M2” jest niczym u Hitchcocka. Zaczyna się niby standardowo, czyli „Ecstasy of Gold”, ale odegrane na żywo przez 100 muzyków, brzmi zupełnie inaczej niż puszczone z taśmy. Potem jest jeszcze lepiej. Monumentalne „The Call of Ktulu” zabrzmiało fantastycznie 20 lat temu, brzmi rewelacyjnie również na „S&M2”. Aranż jest dość zbliżony do tego z pierwotnej wersji – całość brzmi majestatycznie i porywająco. „For Whom The Bell Tolls” podtrzymuje gorącą atmosferę i również brzmi świetnie z orkiestrą.

Dalej pewne zaskoczenie, czyli „The Day That Never Comes”, czyli utwór z płyty „Death Magnetic”, który w setlistach w ciągu ostatniej dekady pojawiał się sporadycznie. Na „S&M2” pasuje jednak jak ulał. Delikatny gitarowy wstęp został całkowicie zastąpiony orkiestrą – gitary wchodzą nieco później.

Ogólnie w pierwszej części utworu to muzycy klasyczni przejmują stery i dopiero w drugiej połowie kawałka Metallica znów dochodzi mocniej do głosu, a orkiestra dodaje smaczki. Pozytywne zaskoczenie – jednej z najlepszych numerów na płycie.

Niemal identycznie jak w 1999 roku brzmi „The Memory Remians” – do śpiewania włącza się publiczność. Troszeczkę jednak brakuje Jasona, który na „S&M” był prawdziwym wodzirejem. Jakkolwiek Rob jest świetnym muzykiem i człowiekiem, na tym polu znacznie ustępuje pola swojemu poprzednikowi…

Na „S&M2” sporo kawałków z „Hardwired… to Self-Destruct”

Metallica musi być chyba naprawdę zadowolona ze swojej ostatniej płyty, bo wciąż bardzo chętnie i w sporych ilościach gra numery z tej płyty. Na „S&M2” są aż trzy, co czyni „Hardwired…” obok Czarnej Płyty najsilniej reprezentowanym krążkiem z dyskografii. Najlepiej wypada zdecydowanie „Halo on Fire” – quasi-balladowy charakter utworu idealnie pasuje do grania z orkiestrą.

Niemal równie ciekawe jest ciężkie jak walec „Confusion”. Na pewno nie był to oczywisty wybór, ale zaskakująco trafny. Najmniej spodobało mi się „Moth Into Flame” – utwór sam w sobie jest świetny, ale aranż orkiestrowy ginie w tle gęstych gitar i raczej nie jest najbardziej udanym fragmentem „S&M2”.

Czy Metallica zagrała coś nowego na „S&M2”?

Wszyscy, którzy pamiętają pierwszy występ z orkiestrą wiedzą, że Metallica przygotowała wówczas dwa całkowicie nowe i niezłe utwory. Chodzi o „No Leaf Clover” oraz „-Human”. Na „S&M2” odegrany został tylko ten pierwszy. Szkoda, że nie oba, bo o ile „No Leaf…” można było okazjonalnie usłyszeć podczas zwykłych koncertów, o tyle „-Human” został odegrany tylko cztery razy – wszystkie podczas występów w 1999 roku, więc jest to prawdziwy koncertowy rarytas.

Zespół niestety nie przygotował nic nowego od siebie na występ w 2019 roku i na pewno jest to duży minus tego wydawnictwa. Fani mogą jednak posłuchać utworów nieznanych wcześniej z repertuaru Metalliki. Chodzi mianowicie o fragment „Scythian Suite”, czyli utworu skomponowanego przez Siergieja Prokofjewa, który zagrała tylko orkiestra, a także „The Iron Foundry” Aleksandra Mosołowa do wykonania, którego dołączyła się Metallica. Moim zdaniem to świetny pomysł, żeby oddać na chwilę scenę orkiestrze, która mogła zaprezentować, czym zajmuje się na co dzień.

Przeczytaj inne nasze recenzje:

Metallica szokuje na „S&M2”

Po popisach orkiestry koncert zaczął wracać na nieco bardziej utarte tory, czyli kawałki Metalliki. Jednak następne kilkanaście minut jest najbardziej szokujące na całej płycie. Dla jednych może być to zachwycające dla innych – zupełnie niepotrzebne i wydumane. Je lokuję się zdecydowanie w tej pierwszej grupie.

Pierwszym dużym zaskoczeniem jest odegranie „Unforgiven III” – tylko przez orkiestrę i Jamesa na wokalu. Taka interpretacja pokazuje, jak świetna jest to kompozycja.

Potem jest „All Within My Hand” ze znienawidzonej płyty „St. Anger”. W tym przypadku odegrane w wersji akustycznej – sam utwór w takim wydaniu i z orkiestrowym tłem pokazuje, że w kawałkach z tamtej płyty drzemie naprawdę spory potencjał. Gdyby tylko lepiej brzmiała…

Później odegrany zostaje legendarny instrumentalny kawałek (Anesthesia) Pulling Teeth – na kontrabasie. To w ogóle dość ciekawa historia, bo pomysł zagrania tego numeru nie wyszedł od zespołu a od członka orkiestry – Scotta Pingle’a.

W młodości grał on w zespole rockowym, grał covery między innymi Metalliki, znał utwór i technikę Cilffa Burtona. Zaproponował, żeby odegrać to na żywo, a Lars Urlich Miał stwierdzić, że to najlepszy rodzaj hołdu dla tragicznie zmarłego basisty, jaki można sobie wyobrazić. Utwór nie jest zagrany nuta w nutę, jak oryginał, ale nie sposób nie zgodzić się z opinią duńskiego perkusisty.

Przeczytaj też: Recenzja: Metallica „Helping Hands… Live & Acoustic at the Masonic”

Zwykłe zakończenie niezwykłego wydawnictwa

Po tym wracamy jednak do normalnego grania, a na zakończenie Metallica serwuje swoje nieśmiertelne klasyki. „Wherever May I Roam”, „One”, „Master of Puppets” oraz „Enter Sandman”. W aranżacji koncertowej pasuje mi tylko pierwszy z nich.

Wszystkie pozostałe na płycie z 1999 roku pomijam w setliście, będę pomijał je także na „S&M2”. Nie tylko dlatego, że są to niejako punkty obowiązkowe absolutnie każdego występu zespołu, ale również – a może przede wszystkim – dlatego, że nie podobają mi się aranże. Te są dość mocno zmienione w stosunku do wersji wcześniejszej, ale wciąż nie są dla mnie dobre i nie dodają nic wartościowego do tych świetnych kawałków.

„S&M2” Metalliki – brzmi dobrze, a muzycy bawią się świetnie

„S&M2” słucha się naprawdę przyjemnie – zarówno brzmienie zespołu, jak i orkiestry są wyważone. Kiedy trzeba, na pierwszy plan wysuwają się gitary, kiedy trzeba – smyczki. Nie mam poczucia, że orkiestra została potraktowana jedynie jako tło.

Czasem w miksie gubi się trochę publiczność. Jej krzyk po pierwszych dźwiękach „The Ecstasy of Gold”, czy śpiew w „The Memory Remians” robi piorunujące wrażenie. Nie w każdym numerze jest to jednak tak wyeksponowane.

Muzycy świetnie bawią się na scenie – w wersji audio tego nie widać, ale na Blu-Ray/DVD już tak. Hetfield śpiewa nieźle – podoba mi się tutaj bardziej niż na „S&M”, gdzie w wersji płytowej jego głos został mocno podrasowany cyfrowo. Tutaj brzmi bardziej naturalnie. Hammett strzela kilka baboli w solówkach, Lars jest Larsem, ale ogólnie to nie przeszkadza. Bądź co bądź to metalowy koncert, a nie apteka.

Czas na podsumowanie – „S&M2” podoba mi się, ale…

Każdy, kto dobrnął do tego miejsca, widzi, że moja opinia na temat „S&M2” jest zdecydowanie pochlebna. Wypadło to lepiej, niż się spodziewałem, co nie oznacza, że jest to wybitne dzieło.

Kilka utworów wciąż nie broni się w wersjach z orkiestrą, zespół nie zagrał też nic nowego. Z drugiej strony natomiast kilka wyborów repertuarowych pozytywnie zaskakuje, a niektóre interpretacje z orkiestrą sprawiają, że ciarki pojawiają się na całym ciele.

Ogólnie, dobra robota Metallico. Naprawdę dobra robota! A teraz dość już tych zapychaczy i do studia nagrywać nową płytę.

Oficjalna strona zespołu: metallica.com

Setlista Metallica „S&M2”

02. The Ecstasy of Gold
03. The Call of Ktulu
04. For Whom The Bell Tolls
05. The Day That Never Comes
06. The Memory Remians
07. Confusion
08. Moth Into Flame
09. The Outlaw Torn
10. No Leaf Clover
11. Halo On Fire
12. Intro to Scythian Suite
13. Scythian Suite, Opus 20 II: The Enemy God and The Dance of The Dark Spirits
14. Intro to The Iron Foundry
15. The Iron Foundry, Opus 19
16. The Unforgiven III
17. All Within My Hands
18. (Anesthesia) – Pulling Teeth
19. Wherever I May Roam
20. One
21. Master of Puppets
22. Nothing Else Matters
23. Enter Sandman

Podobne artykuły

Słaby ten nalot – recenzja Drive-By „2”

Paweł Kurczonek

Recenzja „Dominion” Hammerfall – hołd dla starego dobrego metalu

Bartłomiej Pasiak

Recenzja: Code Orange – „Underneath”

Miłosz Śmiałek

1 komentarz

Mike 22 listopada 2024 at 16:16

A dla mnie lipa (odsłuchiwałem na porzadnym sprzęcie hifi) niepotrzebne wydawnictwo wracam do jedynki

Odpowiedz

Zostaw komentarz