„Co z tym Children Of Bodom?” – nie jest to bynajmniej tytuł nowego programu Tomasza Lisa, tylko pytanie, które zadaję sobie już od ładnych paru lat. Zespół ze swoją specyficzną stylistyką i sposobem grania wywarł na mnie niegdyś niesamowite wrażenie i od tamtego czasu z przyjemnością zasłuchiwałem się w jego kolejnych albumach. Maszyna o nazwie Children Of Bodom cały czas parła do przodu nie bacząc na nikogo ani nic. Jednak na „Bloodrunk” zaczęła sapać i popiskiwać z powodu zwyczajnego zmęczenia materiału a z powodu „Relentless Reckless Forever” zwyczajnie stanęła w miejscu, co zrodziło podejrzenia że już na powrót nie ruszy. Dlatego z wielkim dystansem podchodziłem do najnowszego „Halo of Blood”. Odwlekałem jej pierwszy odsłuch jak mogłem, ponieważ bałem się, że nic dobrego z tego wyniknie. Opinie znajomych mi sympatyków zespołu tylko pogłębiły moje obawy. Jednak zwyczajna ciekawość wygrała ze strachem i parafrazując pewnego osobnika ostatnio dosyć popularnego w internecie, po pierwszym odsłuchu pomyślałem sobie: „Cholera jasna, to znów działa!”.
Zespół zerwał ze swoją wieloletnią tradycją i do stałej „dziewiątki” dorzucił dziesiąty kawałek, nie będący oczywiście bonusem. Już od samego początku słucha się tego dosyć przyjemnie. Pochwały na usta cisną się już za kapitalny otwieracz w postaci „Waste of Skin”, który przywodzi na myśl najlepsze lata zespołu. Potem jest jeszcze lepiej, bowiem następna jest kompozycja tytułowa, i choć jest ona najkrótsza ze wszystkich, to na pewno należy do najlepszych na „HOB”. Jest tu wszystko czego potrzebuje Children Of Bodom, aby stworzyć udany kawałek – mocny riff, na którym w sumie oparta jest jego większość, pokręcone solo i dobry refren. „Scream for Silence” z kolei jest już dużo spokojniejszy, choć nie znaczy, że gorszy od swoich poprzedników. Miłe dla ucha i wręcz taneczne wejście, refren który po kilku przesłuchaniach będzie chodził za wami jak cień i bardzo dobre przejście, dają nam już trzecią dobrze zrobioną kompozycję. Singlowego „Transference” chyba nie muszę opisywać, choć w moim mniemaniu wypada najsłabiej z opisanych przez mnie kawałków, co nie znaczy jednak, że jest nieudany. Pierwszą, zresztą bardzo dobrą połowę krążka kończy „Bodom Blue Moon (The Second Coming)”, który swoim klimatem przypomina mi trochę „Bodom Beach Terror” z „Hate Crew Deathroll”.
Druga część „Halo Of Blood” w większości serwuje nam równie udane utwory co jej poprzedniczka, więc myślę że nie ma sensu bardziej się nad nimi rozpisywać. Na największą uwagę zasługują tu „Damage Beyond Repair” i „All Twisted”, choć te pozostałe, które pominąłem również powinny, a nawet muszą się podobać. Jedyną łyżką dziegciu w tej beczułce miodu jest balladowy „Dead Man’s Hand on You”, który w ogóle do mnie nie trafia, a jego początek przypomina stare In Flames na sterydach. Gdyby wyrzuciło się go z track listy, myślę że nikt by na tym nie ucierpiał, a i tradycja „dziewiątki” by się zachowała. Grzech również nie wspomnieć o kolejnej rzeczy cechującej Dzieci Bodomu. Mowa tu oczywiście o coverach w postaci „Crazy Nights” (zespołu Loudness) i znacznie bardziej znanego „Sleeping in My Car” (Roxette), który z powodzeniem może być ozdobą każdej imprezy dla ludzi lubiących mocniejsze brzmienia.
Maszyna Children Of Bodom znów ruszyła i do tego nabrała prędkości. Rozgłoście to wszem i wobec, bowiem jest to powód do radości. Sympatycy zespołu na pewno odetchną z ulgą, a dla tych którzy nigdy wcześniej nie mieli przyjemności posłuchania pana Laiho i spółki, będzie to dobra podkładka pod starsze albumy. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wcześniej wspomniana maszyna nie rozbije się na kolejnym albumie i będziemy mogli cieszyć się kolejnymi porcjami dobrej, a zarazem tak bardzo specyficznej muzyki.
Track lista:
01. Waste Of Skin
02. Halo Of Blood
03. Scream For Silence
04. Transference
05. Bodom Blue Moon (The Second Coming)
06. The Days Are Numbered
07. Dead Man’s Hand On You
08. Damage Beyond Repair
09. All Twisted
10. One Bottle And A Knee Deep
Autor: Marcin Czarnecki
Rok publikacji: 2013