Z okazji odbywającego się mundialu oraz niedawnej wizyty zespołu w Polsce postanowiłem napisać kilka słów o ostatnim albumie z pod znaku Soulfly, ponieważ „Savages” chodzi za mną już od czasu swojej premiery i momentami coraz głośniej domaga się o kilka słów komentarza. Niewiele upłynęło wody w Amazonce od czasu „Enslaved”, można nawet wywnioskować, że nowy longplay zespołu Maxa Cavalery był podyktowany zmianą wytwórni z Roadrunnera (gdzie zespół wydawał od początku) na Nuclear Blast. Swoją drogą przejście to było również spotkaniem ze swoim starym znajomym, Monte Connerem, który niegdyś pracował w stajni Roadrunner’a. Zostawiając jednak z boku kwestię zmian, nowy album wydany po tylko półtorarocznej przerwie groził samozapłonem. Podobny przypadek zaistniał w przypadku „Prophecy” i „Dark Ages”, jednak tamte znakomicie się wybroniły i do dzisiaj uważam je za jedne z najlepszych w dorobku brazylijskiego zespołu. Do „Savages” może nie żywię aż tak ciepłych odczuć, jednak również tutaj Cavalera i spółka wychodzą obronną ręką.
Czego można spodziewać się po „Dzikusach”? Na pewno dziesięciu, w większości rozbudowanych, kawałków zamykających się w prawie sześćdziesięciu minutach grania. Na pierwszy „rzut ucha” rzuca się sama stylistyka utworów, które brzmią ociężale i wręcz surowo – na klimat z „Omena” czy wyżej wspomnianego „Dark Ages” nie ma co liczyć. Przez wyżej wspomniane cechy kompozycje straciły również na tempie, prawdziwie szybki jest tylko „Cannibal Holocaust”, który daje solidnego przysłowiowego kopa i przypomina, że zespół nadal ma dobre pomysły na tego typu kawałki. Z krótszych kompozycji na uwagę zasługuje również „This Is Violence” z dobrymi riffami i świetnym refrenem. Przechodząc do tych dłuższych nie sposób pominąć ,,Fallen’’, gdzie połowę roboty odwala genialne otwarcie a drugą ciężki klimat i obłędny riff, który można usłyszeć w zwrotkach. Wspaniała sprawa, będąca również najlepszym kawałkiem na „Savages”. Dobrze wypadają również singlowy „Bloodshed”, „Spiral” i „Master of Savagery”, ciekawie z kolei prezentuje się „Ayatollah of Rock ‘n’ Rolla” z gościnnym udziałem Neila Fallona. Jego wstawki wokalne oraz dosyć symboliczny tekst utworu (krucjaty?) nadają mu niepowtarzalny wydźwięk i wyróżniają go na tle innych. Fallon nie jest jedynym gościem na „Dzikusach”, bowiem na „K.C.S.” wokalnie udziela się również Mitch Harris, na co dzień grający w legendarnym Napalm Death.
„K.C.S.” oraz „Soulfliktion” muszę jednak zaliczyć w poczet słabszych stron „Savages”. Niedobre w odbiorze albumu jest również to, że często ma się wrażenie (głównie w przypadku drugiej połowy krążka), że utwory są zbyt długie, a wręcz miejscami przekombinowane. Myślę, że płycie nic by się specjalnie nie stało jeśli byłaby krótsza o jakieś dziesięć minut. Ubolewam również nad tym, że zespół od „Enslaved”, swoje imienne utwory dodaje już tylko do wersji rozszerzonej albumu, ale może to już byt wielkie marudzenie.
Krótko podsumowując – Soulfly ze swoimi „Dzikusami” wybroniło się na ocenę 3,5/5. Nie jest to może najmocniejszy punkt w dyskografii zespołu, jednak wydaje się dobrze rokować na przyszłość i potrafi umilić czas w oczekiwaniu na kolejne albumy zespołu, który mimo swoich zmian na przestrzeni lat wciąż potrafi zaskoczyć swoimi pomysłami.
Track lista:
01. Bloodshed
02. Cannibal Holocaust
03. Fallen
04. Ayatollah Of Rock ‘N’ Rolla
05. Master Of Savagery
06. Spiral
07. This Is Violence
08. K.C.S.
09. El Comegente
10. Soulfliktion
Autor: Marcin Czarnecki
Rok publikacji: 2014
1 komentarz
Visitor Rating: 4 Stars