W świecie muzyki istnieją zespoły szeroko znane, których płyty odbijają się szerokim echem wśród publiczności i krytyków, a ich koncerty są wręcz celebrowane jak święta narodowe. Są też zespoły mało znane szerszej publice, a o kolejnych ich albumach można dowiedzieć się zazwyczaj przez przypadek i to już grubo po premierze longplaya. Takim właśnie zespołem jest dla mnie amerykański Sworn Enemy, którego „Living on Borrowed Time” ukazało się w połowie maja tego roku, ja zaś o jego ukazaniu wiem może od dwóch tygodni. Z drugiej jednak strony nie powinno to dziwić, bowiem poprzednie dziecko nowojorczyków ukazało się dokładnie pół dekady temu, można więc było uznać zespół za zaginiony w bezlitosnych odmętach przemysłu muzycznego. Ten jednak niespodziewanie się z nich wynurzył dodając do swojej dyskografii piąty już krążek.
Co grają panowie ze Sworn Enemy? Najprościej mówiąc – hardcore. Zagłębiając się jednak w muzyczne szufladki możemy dojść do terminu, który najbliżej pasuje do ich twórczości – crossover thrash. W związku z granym przez siebie gatunkiem, zespół nie bawi się w długie i rozbudowane kompozycje. Tu chodzi o szybkie i mocne kawałki, niczym prawy sierpowy zadany w ulicznej walce. Żeby nas znokautować zespół przygotował ich jedenaście.
Na wejściu dostajemy od „Do Or Die”. Pochwała należy się za udane wejście z ciekawym riffem i biciem dzwonów w tle, które po chwili przeradza się w łupankę aż miło. Refren z grubsza opiera się na jak najgłośniejszym wykrzyczeniu „Do or die!”, jednak na osłodę dostajemy całkiem zgrabne solo. Ledwo przyjęliśmy cios od otwieracza a już atakuje nas „Hard Way”. Łupanka, ciężki riff, łupanka, wykrzyczany refren – słowem dosadność i bezkompromisowość. Można dodać również monotonność. Ciężko pozbierać się po takich dwóch strzałach, jednak czeka na nas jeszcze dziewięć kolejnych, utrzymanych w identycznej stylistyce. Tu nie ma szans na wielkie urozmaicenia czy zmiany – liczy się siła. Każdy kawałek ma w sobie coś dobrego – świetna solówka w „Broken Hope”, refren „No Mercy” czy riff „Nothing Changes”. Nie ukrywam, że taki styl muzyki jest bardzo wtórny i dla niewprawionego ucha „Living on Borrowed Time” będzie jednym i tym samym, ponad trzydziestominutowym kawałkiem. Mi jednak słucha się tego bardzo przyjemnie, choć na dłuższą metę bywa męczące.
Niespodzianka od Sworn Enemy się udała i mile mnie zaskoczyła, ponieważ już od dawna uznałem zespół za zmarły śmiercią naturalną. Nowojorska ekipa idealnie gra swoją rolę – mało znanego, chciałoby się rzec ulicznego szaraka, którego muzyka nie różni się wcale od dziesiątek innych ekip tego typu. Pozostaje tylko wierzyć, że zespół znowu nie będzie udawał trupa i na kolejny longplay nie będzie trzeba czekać następne pięć lat.
Track lista:
01. Do or Die
02. Hard Way
03. Broken Hope
04. Slipping Away
05. No Apologies
06. One Eye Open
07. No Mercy
08. Never Forget
09. Stand and Deliver
10. Nothing Changes
11. Rise Above
Autor: Marcin Czarnecki
Rok publikacji: 2014