Na nowy album szwedzkich muzyków musieliśmy poczekać trzy lata, ale pod żadnym pozorem nie można nazwać tego okresu czasem straconym. W 2016 roku Hammerfall wydało swój jubileuszowy dziesiąty longplay pt. „Built to Last”, który bardzo przypadł mi do gustu.
Rok później muzycy postanowili świętować dwudziestą rocznicę wydania ich debiutanckiego dzieła – „Glory to the Brave”. Szwedzi wydali zremasterowaną wersję płyty, kilka kawałków w wersji live oraz edytowany na potrzeby radia tytułowy utwór.
W 2018 roku twórcy postanowili przypomnieć fanom o swoim drugim wydawnictwie pt. „Legacy of Kings”. Na „urodzinowej” edycji tego albumu ponownie znajdziemy zremasterowane utwory i ich wersje live, ale również numery pochodzące z dema zespołu.
W 2019 Hammerfall powróciło z nowym albumem pt. „Dominion”. Oscar Dronjak, gitarzysta zespołu, w wywiadzie dla MetalNews.pl powiedział, że longplay jest: „(…) pełen energii, świeży i… epicki”. Chwila prawdy przyszła 16 sierpnia.
Hammerfall zapowiedziało „Dominion” singlem „(We Make) Sweden Rock”
Utwór można opisać za pomocą jednego wyrazu: hołd. Muzycy docenili wszystkich twórców hard rocka i metalu, którzy pochodzili ze Szwecji i swoją twórczością inspirowali członków Hammerfall.
Ciężkie granie z tego skandynawskiego kraju zawsze było bardzo popularne i cieszyło się dużym zainteresowaniem. Wśród zasłużonych bandów, które pochodzą z tego państwa nie brakuje oczywiście Hammerfall, którzy od 1993 roku bardzo dobrze reprezentują Szwecję na arenie międzynarodowej. Tyle można powiedzieć o koncepcie pierwszego singla, ale liczy się również wykonanie.
Utwór „(We Make) Sweden Rock” jest taki, jak w zapowiedzi Dronjaka, którą wcześniej przypomniałem
Kawał dobrej roboty, który okraszony ciekawym lyric video słucha się bardzo przyjemnie. Tekst jest chwytliwy, w kawałku nie ma miejsca nudę. Warte uwagi jest również nagranie z tegorocznej edycji Sweden Rock, gdzie członkowie Hammerfall wykonali ten kawałek z 40. fanami, którzy wygrali specjalne wejściówki.
Spokojniejszy nastrój wprowadził kawałek „Second to One”
Piękna barwa głosu Joacima wprowadza w stan odprężenia, a gitary w tym kawałku to miód dla moich uszu. Czuć w nich trochę bluesowej inspiracji, która świetnie wpasowuje się w „Second to One”.
Solówka jednak przypomina mi styl Slasha, a spokojny numer idealnie współgra z szybkim i agresywnym brzmieniem całości. To ballada na poziomie „November Rain”, czyli najlepszym z najlepszych.
Po krótkim przerywniku w postaci spokojnego kawałka muzycy odpowiadają mocnym uderzeniem, czyli „Scars of a Generation”. Mogę orzec, że utwór jest najlepszy na „Dominion” pod względem lirycznym. Jest pewnego rodzaju krytyką tego, że metal jest obecnie muzyką niszową, a „(…) na listach przebojów królują przyjemne utwory bez treści (…)” jak śpiewał Arek Jakubik (Dr.Misio) w utworze „Pismo”.
Pokazali swoją energię i moc w „Dead by Dawn”
„Dominion” jest pełna siarczystych riffów, mocnego i melodyjnego wokalu. Trudno doszukać się słabszego utworu. Do takich na pewno nie należy „Dead by Dawn”, przez który według mnie muzycy chcą przypomnieć o szwedzkich wykonawcach black metalu. Oczywiście kawałek nie jest wykonany w stylu Marduka czy Dark Funeral, ale tematyką w pewien sposób nawiązuje do klimatu blacku.
Inną ciekawą cechą kawałka jest niezwykły i wyróżniający się riff. „Dead by Dawn” to mocny i ciekawy numer, który świetnie współgra z resztą „Dominion”. Ogólnie na całej płycie jest bardzo różnorodnie.
„Bloodline” – szybsze tempo
Ten utwór to wypadkowa thrashowej stylistyki i power metalowej spektakularności. Również jest to kolejny przykład świetnego wykorzystania gitar na „Dominion”. Muzycy kolejny raz zaprezentowali energię i epickość, którą tak zapowiadali jeszcze przed ukazaniem się ich jedenastej płyty.
Troszkę wolniejsze tempo słyszymy w „Chain of Command”, w którym wyróżniają się niektóre wspólnie odśpiewane fragmenty przez wszystkich muzyków zespołu. Oprócz tego utwór nie ma nic więcej do zaoferowania, a szkoda, bo można było z niego o wiele więcej wyciągnąć.
Na końcu tracklisty „Dominion” jedna z perełek – „And yet I smile”
To obok „Second to one” najspokojniejsza piosenka na „Dominion”. I to właśnie tymi kompozycjami Hammerfall skradło moje metalowe serce tym razem. Oczywiście bardzo podobają mi się te wszystkie mocne i ogniste piosenki, które stanowią główną część albumu. Jednak wyjątkowość i wybitne umiejętności wokalne Joacima osiągnęły najwyższy poziom właśnie w tych dwóch kawałkach. Chociaż nie mam mu nic do zarzucenia, bo wszędzie śpiewa pewnie i wręcz dostojnie.
Na uwagę również zasługuje otwierający płytę utwór pt. „Never Forgive, Never Forget”
To bardzo świeży i wpisujący się w tematykę „Dominion” numer. Kawałek zaczyna się bardzo spokojnie, ale wszystko szybko nabiera właściwego tempa, i ostatecznie wyszła żywiołowa i energiczna piosenka. Nie warto o niej zapomnieć, zresztą tak samo jak o całej płycie, w której bardzo trudno znaleźć gorsze momenty. Jak już wspomniałem o minusach, to wyrażę się o „Battleworn”, które jest swojego rodzaju preludium do „Bloodline”. Jednak granie trwające 38 sekund i nie niosące żadnej treści jest całkowicie zbędne.
Hammerfall odpuszcza i dalej gra w oryginalnym stylu
Wszystko jest stworzone na wzór bomby. Niby zaczyna się spokojnie, ale za chwilę wybucha energicznym riffem i nie mamy złudzeń, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych power metalowych grup świata.
Hammerfall tym albumem udowadnia, że rock i metal wciąż żyją i mają się dobrze
Szwedzki zespół wypełnił swoje zadanie w bardzo dużym stopniu. Zapowiedzi również zostały wypełnione. Część z utworów z premierowej płyty fani mieli szansę już usłyszeć i wszystko wskazuje na to, że nowy materiał prezentuje się na żywo dobrze. Mam nadzieję, że podczas występów w Polsce w przyszłym roku muzycy wykonają kilka piosenek z tego albumu.

Tracklista Hammerfall – „Dominion”:
01. Never Forgive, Never Forget
02. Dominion
03. Testify
04. One Against The World
05. (We Make) Sweden Rock
06. Second To One
07. Scars Of A Generation
08. Dead By Dawn
09. Battleworn
10. Bloodline
11. Chain Of Command
12. And Yet I Smile
1 komentarz
Nudy. Hammerfall, od 3-go albumu nie wymyślił nic interesującego. Wszystko na jedno kopyto. Wystarczy posłuchać 1 płyty, żeby pozanac cała „pseudo twórczość” panów ze Szwecji.